Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 1

            Pomimo krzyków i zakazu ciotki, spakowałam walizki i wyszłam z domu. Stanęłam przy bramie i po raz ostatni spojrzałam na rodzinny dom. Lekko podniszczony dach, huśtawka stojąca w ogrodzie... Tyle wspomnień... Wytarłam łzę spływającą po poliku i wsiadłam do zamówionej wcześniej taksówki. Za kierownicą siedział bardzo przystojny chłopak. Był może 2 lata starszy ode mnie, więc mógł  mieć około 19 lat.
- Gdzie jedziemy? - spytał i puścił mi oczko.
- Jak najszybciej na lotnisko - odparłam zmęczonym głosem. Lizbona nie jest bardzo zakorkowanym miastem, więc po 15 minutach byliśmy na miejscu. Podałam chłopakowi pieniądze i poszłam na lotnisko. W przeciągu godziny przeszłam przez wszystkie procedury i spokojnie zajęłam miejsce w samolocie. Jak zwykle - przy oknie. Ledwo oderwaliśmy się od ziemi, gdy już była przy mnie stewardessa. Widać było po niej, że nie wybrała z własnej woli tego zawodu. Spojrzała na mnie niechętnie.
- Coś podać?
- Może szklankę soku. Dzię... - tak szybko jak przyszła, tak szybko poszła. Nawet nie zdążyłam jej podziękować... Wygodnie usadowiłam się na siedzeniu i odebrałam sok. Powoli sączyłam każdy jego łyk. Do Barcelony leciałam z godzinę? No, może trochę więcej. W każdym razie bardzo szybko minęła mi podróż. Wyszłam z samolotu i rozciągnęłam się. Prześledziłam wzrokiem każdy zakątek lotniska. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, gdy zobaczyłam Daniela. Podbiegłam do niego i mocno wyściskałam.
- Lu, jejku jak ty urosłaś - zaśmiał się.
- Po pierwsze nie Lu, tylko Luisa, po drugie ty się kurczysz.
- Po pierwsze, będę mówił na ciebie Lu, po drugie jestem wysoki.
- Tsa...
- Śmiesz wątpić w to?
- Jedno jest pewne. Starzejesz się braciszku - pocałowałam go w policzek i poszłam w stronę jego samochodu.
- Przecież mam tylko 25 lat! - krzyknął za mną. Zaśmiałam się. Podbiegł do mnie i chwycił mnie w talii. Wsiedliśmy rozbawieni do samochodu. - Więc co cię sprowadza do Barcelony?
- Mam dość Lizbony.
- Bardzo dużo się dowiedziałem - uśmiechnął się.
- Po prostu nie podobał mi się tam.
- I uświadomiłaś to sobie po 17 latach?
- Dokładnie. Daleko jeszcze?
- Jakaś niecierpliwa - zaśmiał się. Kilka minut później podjechaliśmy pod naprawdę ładny dom. Nie był duży, lecz w sam raz. Daniel zobaczył ten błysk w moich oczach. - Podoba ci się? - spytał dla formalności.
- Jest piękny.
- No, to teraz tu będziemy mieszkać. Nasza trójka - spojrzałam na niego zbita z tropu.
- Jak to trójka?
- Ty, ja i Isabel. Moja narzeczona - spojrzałam jeszcze bardziej zdziwiona.
- Nie widzieliśmy się pół roku, a ty masz już narzeczoną?!
- No znamy się z Is 2 lata - uśmiechnął się. Weszliśmy do domu. Do moich nozdrzy dotarł zapach chilli. Poszłam powoli do kuchni, kątem oka widząc zadowolenie ze strony Daniela. Podążając za zapachem doszłam do kuchenki z gotującą się potrawą. Usłyszałam czyjś śmiech. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Isabel całującą się z Danielem. - Lu, pamiętasz Isabel, prawda?
- Oczywiście - uśmiechnęłam się do brata i podeszłam do jego narzeczonej. Przytuliłam ją, ona zaś pocałowała mnie w policzek. - Szybki jesteś - zaśmiałam się.
- To chyba dobrze, nie? - spytał.
- Nawet bardzo - odpowiedziała Is i posłała Danielowi buziaka. - Zależy w jakieś sytuacji - szepnęła mi do ucha i zaczęłyśmy się śmiać. Brat nie za bardzo ogarnął o co chodzi, więc patrzył tylko na nas, jak dusiłyśmy się ze śmiechu. Isabel była wspaniałą kobietą. Była dla mnie jak siostra, zawsze mi pomagała, zawsze mogłam z nią pogadać.
- Głodna? - spytał Daniel. Przytaknęłam i zabrałam od niego miskę z chilli. Poszliśmy do jadalni, a ja już w drodze pochłonęłam pół dania. Usiadłam na kanapie i dokończyłam jeść. Odstawiłam miskę na stolik i poklepałam się po brzuchu.
- Tego mi było trzeba - zaśmiałam się,
- Ciotka cię nie karmiła? - uśmiechnął się, ale spoważniał, gdy mu nie odpowiedziałam.
- Karmiła... - powiedziałam po chwili. Daniel spojrzał na Isabel i zamilkł.
- Luisa...
- Nie chcę teraz o tym mówić. Macie jakieś nowe gazety? - spytałam znienacka. 
- A po co ci?
- Chcę poszukać pracy...
- Jesteś niepełnoletnia i nikt cię nie przyjmie - powiedział z pełnymi ustami.
- Jeszcze tylko przez miesiąc! - krzyknęłam.
- Dobra, próbuj. Tylko jako kto?
- Nawet opiekunka do dziecka - Isabel bez słowa wstała po gazetę. Tylko ona chciała mi pomóc. - Dzięki - zabrałam walizki i poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać prasę. Było pełno ofert, ale żadna nie pasowała do mnie. Ale w końcu coś przykuło moją uwagę.
"Pilnie poszukuję opiekunki do dziecka". Ktoś płacił 200 Euro za dzień, a to jak dla mnie było bardzo dużo. Zapisałam sobie numer na kartce i zaczęłam się rozpakowywać. Cały pokój miałam tylko dla siebie, więc mogłam go urządzić tak jak chciałam. Po godzinie wyciągnęłam telefon z torby i wybrałam numer.
- Halo? - usłyszałam męski głos.
- Dzień dobry? - powiedziałam niepewnie. - Dzwonię w sprawie ogłoszenia.
- Ach tak. Nie chcę załatwiać sprawy przez telefon. Możemy się spotkać jeszcze dzisiaj? Spojrzałam na zegarek. Było dosyć późno, ale zdecydowałam się zgodzić na spotkanie.
- Oczywiście.
- W takim razie za pół godziny koło Camp Nou - rozłączył się. Szybko przebrałam się i zbiegłam po schodach do przedpokoju. Isabel siedziała Danielowi na kolanach cała roześmiana. Brat spojrzał się na mnie.
- A ty dokąd?
- Znalazłam pracę - powiedziałam dumnie.
- Pierwszego dnia?
- Najwyraźniej mam talent - puściłam oczko do Isabel i posłałam bratu całusa. - Będę za godzinkę - wybiegłam z domu nie chcąc spóźnić się na spotkanie. Po 10 minutach biegu byłam na miejscu. Kochałam biegać, więc dystans 3 kilometrów nie sprawił mi trudności. Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze 5 minut. Usiadłam przy stoliku jakiejś knajpy i czekałam na mojego przyszłego pracodawcę. Usłyszałam czyjeś kroki i szybko się odwróciłam. Przede mną stał jakiś mężczyzna chyba ze swoją dziewczyną, a na rękach miał słodkiego blondynka.
- Pani dzwoniła w sprawie ogłoszenia? - spytał. W jego oczach dostrzegłam dziwny blask. Gdyby był sam, pomyślałabym, że podobam mu się, ale to raczej było niemożliwe.
- Tak - odpowiedziałam spokojnie. Usiedliśmy przy stoliku.
- Ile ma pani w ogóle lat? - spytała dziewczyna tego mężczyzny.
- Za miesiąc 18.
- Po co pani teraz praca?
- Chcę sama zamieszkać i zacząć nowe życie - uśmiechnęłam się blado.
- Czy stawka pani pasuje? - spytał mężczyzna.
- Jak najbardziej.
- Ney, ona jest chyba za młoda - szepnęła mu do ucha. Ney... Neymar?!
- Pan jest piłkarzem?!
- No... tak - dopiero teraz zobaczyłam, że to naprawdę on. Neymar Junior siedział obok mnie.
- Jestem pana fanką - powiedziałam zadowolona.
- To będzie pani miała okazję lepiej mnie poznać - zaśmiał się. - Może być pani jutro o 10 w tym miejscu? - podał mi adres. Nie było to daleko. Jakieś 20 minut drogi od Camp Nou.
- Oczywiście - odparłam.
- Decyzja podjęta - uśmiechnął się Neymar i podał mi dłoń. Miał ciepłe, przyjemne w dotyku ręce.
- Chodźmy - przewróciła oczami jego partnerka. Domyśliłam się, że to Bruna Marquezine. Ostatnie spojrzenie w oczy Neya i ten jego piękny uśmiech. Wróciłam do domu spokojnym krokiem. Weszłam po ciemku do kuchni. Chwyciłam butelkę z wodą. Ktoś zapalił światło, a ja na chwilę oślepłam.
- Gdzie byłaś? - usłyszałam głos brata.
- Daniel cholera, chcesz, żebym oślepła?! - potarłam oczy i pomału zaczęłam przyzwyczajać się do jasności.
- Gdzie byłaś? - ponowił pytanie.
- Na spotkaniu o pracę.
- Tak późno?
- Najwyraźniej taka była potrzeba.
- To facet?
- Nawet nie wiesz jaki przystojny - wyszeptałam mu do ucha i minęłam go. Chwycił mnie za rękę.
- Kto to?
- Poznasz niedługo, obiecuję - pocałowałam go w policzek i poszłam do łazienki umyć się. Szybki prysznic i po chwili leżałam w łóżku z głową w chmurach. Neymar, Neymar... Mój idol, piłkarz, człowiek idealny pod każdym względem. Chyba się zakochałam, pomyślałam i zaczęłam jak głupia uśmiechać się. Z rozmyślań przebudziły mnie jakieś stłumione śmiechy i inne dziwne odgłosy. Muszę się wyprowadzić jak najszybciej, pomyślałam. Wzięłam MP3 ze stolika i założyłam słuchawki. Ustawiłam głośność muzyki na maksimum, żeby nie słyszeć kolejnych jęków ze strony mojego brata i Isabel. Wsłuchana w Sonatę Księżycową Beethovena, zaczęłam odpływać. Tak, słucham klasyki. Właściwie tylko jej. W mojej głowie rysował się obraz Neymara niosącego mnie na rękach, śmiejącego się... Otworzyłam na chwilę oczy. Jestem nieźle porąbana, pomyślałam. Ale piłkarz podobał mi się i nie miałam zamiaru o nim zapominać. Z zarysem jego twarzy szybko, ale przyjemnie zasnęłam.


























I jak wrażenia po pierwszym rozdziale? :D Mam nadzieję, że się podobało :)

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Prolog

            Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Wzięłam głęboki oddech i wybrałam numer. Po kilku sygnałach usłyszałam głos brata.
- Hej skarbie.
- Cześć Daniel. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Mów.
- Przyjeżdżam do Barcelony - cisza, a po chwili odgłos radości.
- Nareszcie - powiedział wyraźnie zadowolony.
- Mam dość Lizbony.
- Czekam na ciebie, całusy - cmok do głośnika i koniec rozmowy.
A więc tak... Jestem Luisa Polarez. Mieszkam w Lizbonie... jeszcze. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a ja mieszkam teoretycznie z moim prawnym opiekunem a zarazem bratem, Danielem. Wyjechał do Barcelony do pracy, a ja zostałam z ciotką w Portugalii. Ale za dużo mam tu wspomnień z rodziną... Chcę przeżyć coś nowego. Mam nadzieję, że Barcelona to będzie strzał w dziesiątkę... Mam nadzieję...












A więc jest prolog zapowiadanego bloga o Marcu i Neymarze :) Zastanawiam się nad 10 rozdziałami, ale wszystko wyjdzie w praniu :) Rozdziały będą tu trochę rzadziej, bo chcę najpierw zakończyć Messiego :) I zapraszam na ankietę :)

Bohaterowie

Bohaterowie bloga  
Amigos o tal vez los enemigos? - Przyjaciele, a może wrogowie?









                                                                   Neymar Junior





                                                                        Marc Bartra





                                                                     Luisa Polarez