Łączna liczba wyświetleń

sobota, 25 października 2014

Epilog

                                  CZYTASZ? ZOSTAW KOMENTARZ ZE SWOJĄ OPINIĄ :)


                  Znowu wprowadziłam się do Neymara. Dopiero gdy weszłam do jego domu poczułam, jak bardzo brakowało mi tego miejsca. Davi na mój widok prawie zwariował. Gdy zobaczył na moich rękach Michaela trochę się przestraszył. Ney szybko wyjaśnił mu całą sytuację i teraz Davi cieszy się z obowiązku bycia starszym bratem. Mijały kolejne dni, a ja zaczynałam od nowa żyć. Każdego dnia gdy patrzyłam na Michaela zastanawiałam się, jak mogłam go na początku nie chcieć... Mój synek to śliczny blondynek o wyjątkowym uśmiechu, którym darzy mnie od porodu. Jestem z siebie dumna, że stawiłam czoła problemom i mam teraz swoje wymarzone życie.
- O czym tak myślisz skarbie? - spytał Neymar wchodząc do naszej sypialni.
- O nas - uśmiechnęłam się lekko. - Michael śpi już?
- Jak zabity - podszedł do mnie i mocno przytulił. - A czemu o nas?
- Przez swoją głupotę mogłam to wszystko stracić...
- Jaką głupotę? - podwinęłam rękaw bluzy w miejscu gdzie były blizny po cięciach. Ney zaniemówił.
- Byłam pewna, że cię nie odzyskam i że Michael to dziecko Bartry. Bałam się - łza spłynęła mi po policzku. Ney szybko starł ją kciukiem i delikatnie mnie pocałował.
- Ale jesteśmy teraz razem - powiedział cicho gdy przerwał pocałunek. - Chciałem już dawno to zrobić - powiedział zdenerwowany.
- Co? - spytałam zmartwiona. Ney wyciągnął z kieszeni spodni małe pudełeczko i mi je wręczył. Spojrzałam na niego trochę zmieszana, ale on tylko kiwnął głową żebym je otworzyła. Moim oczom ukazał się piękny pierścionek. Nie płakałam. Byłam za bardzo zdziwiona.
- Jestem tego pewien? - spytałam gdy stres pomału minął.
- Jak nigdy - uśmiechnął się. - Wyjdziesz za mnie?
- Myślę, że w tej sytuacji... Nie mam wyjścia - zaśmiałam się i rzuciłam szybko na szyję Neymara. Brazylijczyk pocałował mnie namiętnie.
- Będziemy na zawsze razem - szepnął mi do ucha.
- Mam nadzieję - do pokoju wszedł trochę zaspany Davi.
- Co się stało? - spytał.
- Luisa zostanie moją żoną - Ney zaczął tańczyć z Davim na rękach. Mały piszczał z radości.
- A czy będzie moją mamusią? - wypalił nagle. Ney odstawił go na ziemię i spojrzał na mnie.
- Davi, będę twoją taką przyszywaną mamusią. Wiesz, że nie jestem prawdziwą mamą dla ciebie - mały przybiegł do mnie i mocno przytulił.
- Ale jesteś mamusią, nieważne jaką - tym razem nie wytrzymałam i popłakałam się. Pocałowałam Daviego w policzek i wysłałam do jego pokoju. Stanęłam obok Neya i mocno wtuliłam się w niego.
- Będę mamusią - zaśmiałam się.
- Już jesteś - zauważył Ney.
- No w sumie... Ale nigdy nie myślałam, że Davi...
- Już dawno mi mówił, że widzi w tobie prawdziwą matkę.
- I mi tego nie powiedziałeś?
- Chciałem zrobić ci niespodziankę.
- Udało ci się - zaśmiałam się.
I tak teraz leci sobie nasze życie. Jako żona Neymara mam dużo przywilejów, ale jakaś zbytnia "sława" nie przejęła mojego mózgu. Staram się być normalną siostrą, żoną, matką i nie myślę o żadnych zmianach.







































Teraz oficjalnie mogę się z wami pożegnać i serdecznie podziękować za czytanie mojego bloga :)
Za każdy dobry jak i zły komentarz, bo to one dają mi najwięcej motywacji :)
Dziękuję, że prawie każdego dnia, nowe osoby pisały mi na asku, że chcą być informowane o kolejnych rozdziałach :)
To jest coś! Kocham was, moi drodzy czytelnicy i mam nadzieję, że po moim urlopie, dalej będziecie :)








czwartek, 16 października 2014

Rozdział 9

                                  CZYTASZ? ZOSTAW KOMENTARZ ZE SWOJĄ OPINIĄ :3


                     Spojrzałam lekko zszokowana na Neymara, ale w głębi duszy poczułam ulgę. Ogromną ulgę. Brazylijczyk chwycił mnie za rękę.
- Przepraszam, czy skończyliście państwo miłosną scenkę? - spytał lekarz niecierpliwie. - Przypominam, że pani rodzi.
- O faktycznie - zaśmiałam się.
- Widzę, że pani lepiej.
- Zdecydowanie - uśmiechnęłam się.
- Chwilowo. Leki niedługo przestaną działać. Siostro, proszę zabrać naszą pacjentkę na salę porodową.
Pielęgniarka zabrała mnie na salę. Neymar został w tyle i rozmawiał z lekarzem. Nie słyszałam o czym, ale miał bardzo poważną minę. Doktor tylko pokiwał głową i uścisnął dłoń piłkarza, który szybko do mnie przybiegł.
- Co się stało? - spytałam trochę przestraszona.
- Nic Lu, wszystko w porządku - pocałował mnie w czoło, ale w jego oczach dostrzegłam lęk. Lekarz miał rację. Leki przestawały pomału działać, a mi znowu dokuczał ból. Po chwili byliśmy pod salą.
- Pan zostaje - zatrzymała go pielęgniarka.
- No chyba nie - odsunął ją od siebie.
- Jest pan pewien, że chce tam wejść?
- Tak jestem - powiedział zniecierpliwiony. Pielęgniarka spojrzała na mnie, a ja tylko pokiwałam głową. Weszliśmy na salę. Razem z siostrą poszłam przebrać się w szpitalną koszulę. Całe szczęście miałam na to siły, bo raczej nie chciałam rodzić w moich ulubionych dresach. Położyłam się na fotelu i niecierpliwie czekałam na lekarza.
- Gdzie on jest...
- Spokojnie Lu, zaraz przyjdzie - Ney podszedł do mnie i chwycił mnie za rękę.
- Będziesz ze mną?
- Oczywiście - uśmiechnął się. Po kilku minutach przyszedł lekarz. Spojrzał na Neymara i kiwnął do niego delikatnie głową. Później zaczęły się najgorsze godziny w życiu. Ból był nie do zniesienia. Brazylijczyk bardzo dobrze udawał twardziela, ale szybko zrobił się blady i musiał usiąść. Lekarz chciał go wyrzucić z sali, ale on kurczowo trzymał moją rękę i ostrym wzrokiem mierzył lekarza. Byłam taka zmęczona... Ból coraz bardziej mnie przytłaczał, miałam wszystkiego serdecznie dosyć.
- Ostatni raz - powiedział lekarz. Miałam nadzieję, że po raz ostatni zmuszałam się do takiego bólu. Doktor mówił prawdę. Zdyszana i cholernie zmęczona wyczekiwałam tylko jednego. Tak. Nareszcie. Płacz dziecka rozniósł się po całej porodówce. Ney szybko nabrał kolorów i otworzył szeroko oczy.
- Chłopiec - powiedział cicho. - Piękny - w jego oczach dostrzegłam łzy. Tak bardzo chciałam, żeby malec był synem Brazylijczyka... Lekarz pokazał mi małego, ale szybko go zabrał. Zerwałam się z łóżka, ale Ney zatrzymał mnie.
- Gdzie go zabieracie?
- Spokojnie, tylko na rutynowe badania.
- Połóż się - szepnął do mnie Neymar i delikatnie pocałował mnie w czoło.
- Zadzwonisz po Daniela i Marca? - kiedy wypowiedziałam jego imię zacisnął zęby. - Proszę... - wyszedł z sali, a ja odpłynęłam. Nie pamiętam co się działo. Może nawet lepiej?
Obudziłam się wypoczęta jak nigdy. Byłam już w sali szpitalnej. Koło łóżka stał Ney i Daniel. Wyostrzyłam swój wzrok i delikatnie uśmiechnęłam się do nich.
- Gdzie Isabel? - spytałam Daniela.
- Jest z Veronicą na stołówce.
- A Marc?
- Niedługo przyjedzie - odparł ponuro piłkarz.
- Jak mały?
- Śliczny i wcale nie taki mały - zaśmiał się Daniel.
- Pośpij jeszcze - powiedział Neymar.
- Nie, musimy pogadać - spojrzałam przepraszającym wzrokiem na brata. Zrozumiał to i wyszedł z sali.
- O czym Lu?
- Czy mi wybaczasz?
- Myślę, że nie ma czego wybaczać. Tęskniłem. Tak bardzo tęskniłem Lu... - podniosłam się do niego i delikatnie pocałowałam. Brakowało mi jego smaku i zapachu...
- To nigdy się nie powtórzy Ney, obiecuję...
- Wiem skarbie.
- Tak się cieszę, że w parku się spotkaliśmy...
- Fart - zaśmiał się.
- Zaopiekujesz się nami? - spytałam całkiem poważnie.
- Głupie pytanie. Wiesz, że nie potrafię bez ciebie żyć. Bez was nie potrafię.
- Kocham cię... - do sali wszedł lekarz i podał Neymarowi kopertę. Brazylijczyk szybko wyciągnął sporą sumę pieniędzy i podał doktorowi. Transakcja szybko przebiegła i piłkarz wrócił do mojego łóżka. - Co to miało być? - spytałam zszokowana.
- Gdybym mu nie zapłacił, czekalibyśmy na to z miesiąc...
- Ale na co? - głowa mnie rozbolała, próbowałam wszystko zrozumieć.
- Na to - otworzył kopertę i szybko zaczął czytać informacje zapisane na kartce. Lekko się uśmiechnął i podał mi pismo. Ominęłam rzeczy niezrozumiałe mi i spojrzałam na liczby.
" 99,9% zgodności, test pozytywny "
- Ney, co to jest?
- To? To papier, który potwierdza moją tezę - powiedział ze łzami w oczach.
- Czyli?
- To jest "nasz" syn - wyraźnie podkreślił wyraz "nasz". Potrzebowałam chwili, żeby zrozumieć co właśnie mi powiedział.
- Czyli...
- Jesteśmy rodzicami - zaśmiał się i mocno wtulił we mnie. Do sali weszła moja rodzinka: Daniel i Isabel niosąca małą Veronicę.
- Co się tak cieszycie? - spytał Daniel. Podałam mu kartkę z testem na ojcostwo. Szybko przeczytał informację i uśmiechnął się. - No to gratuluję - poklepał Neya po ramieniu.
- O co chodzi? - spytała Isabel.
- Neymar... - zaczęłam, ale musiałam wziąć oddech. - Neymar jest ojcem - łzy poleciały mi po policzku. Atmosfera szybko się zmieniła. Była lekka i radosna. - A co z Marciem? Niepotrzebnie przyjedzie...
- Tak...
- Neymar... Co chcesz mi powiedzieć?
- W ogóle do niego nie dzwoniłem...
- Jak to? - krzyknęłam.
- Domyślałem się wyniku i napisałem mu SMSa, że nie jest ojcem - zaśmiał się.
- Zabiję cię... - do sali wszedł lekarz i wniósł naszego synka. Zamarłam, gdy podał mi go na ręce, ale instynkt macierzyński szybko zadziałał.
- Jak go nazwiemy? - spytał Neymar.
- Może Michael? Michael Daniel dos Santos - zaśmiałam się.
- Może być - pocałował mnie w policzek. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy jak prawdziwa rodzina. W sumie... Niedługo mieliśmy być rodziną. Odetchnęłam z ulgą, że tak potoczyła się ta sytuacja.


























Doczekaliście się ostatniego rozdziału :) Ciężko mi to mówić, bo naprawdę spodobał mi się ten blog...
Ale mam nadzieję, że zrozumiecie moje postępowanie. Szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła...
Brakowało mi czasu, a nie chciałam, żebyście czekali miesiąc na jeden rozdział. Poza tym, pomysły, które były na początku wypaliły się :/
Teraz planuję przerwę w pisaniu. Po epilogu na tym blogu robię sobie urlop :) Mam nadzieję, że uzbieram dużo dobrych pomysłów, które przerodzę w fajne opowiadania :)
Następny blog miał być o Alexisie, potem o Ramosie... Ale to wszystko może się jeszcze zmienić :)
Możliwe, że wszystko zacznę od nowa i do tamtych piłkarzy wrócę później :)

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 8

                               CZYTASZ? ZOSTAW KOMENTARZ ZE SWOJĄ OPINIĄ :)

     
                Zamknęłam się w sobie. Nie wychodziłam z domu. Chciałam umrzeć. Nawet kilka razy próbowałam z lekami czy żyletkami, ale Isabel ciągle mnie ratowała. Nie wiem tylko po co... Przeze mnie przełożyli datę ślubu, chcieli poczekać, aż się lepiej poczuję. Ale to miało już nigdy nie nastąpić. Leżałam pod kocem, gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Chwiejnym krokiem przekręciłam kluczyk i znowu położyłam się.
- Cześć skarbie - usłyszałam cichy głos Is. Nie odpowiedziałam. - Lu, może pora zacząć wszystko od nowa... - łzy podeszły mi do oczu. Odwróciłam się w stronę przyjaciółki.
- Tu nie ma czego zaczynać! Ja chcę umrzeć!
- Boże nie mów tak - przytuliła mnie mocno. Szarpałam się z nią, ale w końcu uległam jej.
- Ja go kocham... - wyłkałam w jej bluzę.
- Ale na świecie nie ma tylko jednego faceta Lu - zrobiło mi się strasznie niedobrze. Ledwo dobiegłam do łazienki. Isabel spokojnie poszła za mną i przytrzymała mi włosy. Potem przyniosła szklankę z wodą.
- Dziękuję...
- Z tobą jest coraz gorzej mała... Jesz coraz mniej, słabniesz w oczach. Jesteś strasznie blada i ledwo chodzisz.
- Ale czuję się dobrze...
- Właśnie widzę - wzięła mnie pod rękę i zaprowadziła do łóżka. - Skoro tak bardzo ci na nim zależy, zadzwoń do niego.
- Nie odbierze.
- Może warto spróbować? - pocałowała mnie w czoło i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Siedziałam chwilę i wpatrywałam się w ścianę. Zastanawiałam się, co mu powiem jak jednak odbierze. Wzięłam głęboki oddech i poszukałam wzrokiem telefonu. Leżał po drugiej stronie pokoju. Doczołgałam się do niego i drżącymi rękami wybrałam numer. Kilka sygnałów i cisza. Spróbowałam jeszcze raz i jeszcze w końcu usłyszałam jego głos.
- Czego chcesz? - warknął.
- Ney - wyszeptałam cicho. Naprawdę byłam osłabiona i ledwo żywa. - Chcę porozmawiać.
- Nie mamy o czym.
- Właśnie, że mamy - ostatni wyraz wypiszczałam.
- Co ci jest? - spytał wyraźnie zmartwiony, ale szybko wziął się w garść. - Nie mamy. Ja... Ja nie chcę cię znać.
- Ney... - rozłączył się. Osunęłam się po ścianie i zaczęłam płakać. Możliwe, że to była jedyna szansa na rozmowę z nim, a ja ją zmarnowałam.


                                                              * pół roku później *

               Błagam, niech to nie będzie prawda, pomyślałam. Łzy leciały mi po poliku, a ja siedziałam skulona w łazience. Otworzyłam jedno oko i rozpłakałam się jeszcze bardziej widząc dwie kreski na teście ciążowym. Byłam pewna, że coś mi jest, że jestem chora. To było najgorszą opcją. Właściwie mogłam się domyślać, że jestem w ciąży. Brzuch trochę mi urósł, ale w sumie nie tyle co na przykład Isabel. Miałam wszystkiego dosyć. Pod wpływem impulsu chwyciłam kilka żyletek, które leżały na stoliku i przyłożyłam je sobie do żył.
- Lu? Co się dzieje? - usłyszałam zmartwiony głos brata.
- Odejdź! - krzyknęłam. - Daj mi święty spokój! - zrobiłam delikatną rysę na skórze i skrzywiłam się.
- Lu! - szarpał za klamkę, ale na szczęście zamknęłam drzwi. Mogę spokojnie umierać, pomyślałam. Obok poprzedniej rany zrobiłam kolejne cięcie. Tym razem krew poleciała o wiele szybciej i w większej ilości. Daniel rozmawiał z Isabel, opracowywali plan. Ale miałam to gdzieś, kolejne cięcie. A potem? Potem okropny huk. Mój brat wyważył drzwi. Isabel szybko wbiegła do mnie i wyrzuciła mi z ręki żyletki. Daniel podniósł mnie i zabrał do pokoju. Wszystko działo się tak szybko...  Biegali wokół mnie, opatrywali mi rany, a ja nic nawet nie mówiłam. Leżałam i patrzyłam w sufit.
- Co ci odwaliło?! - krzyknął Daniel. Powoli odwróciłam wzrok w jego stronę, potem spojrzałam na Is.
- Martwcie się o małą - powiedziałam. - Wasza córeczka jest najważniejsza, ja sobie poradzę.
- Popełniając samobójstwo?!
- Nie krzycz tak - powiedziałam spokojnie. - Is, powiedz mojemu bratu, żeby się uspokoił.
- Lu, dlaczego? - spytała.
- Chcesz wiedzieć dlaczego? - syknęłam i podniosłam się. Z kieszeni wyciągnęłam test ciążowy i rzuciłam go w jej kierunku. - Masz powód! - niepewnie spojrzała na Daniela, potem na test.
- To jeszcze nie jest koniec świata skarbie - powiedziała.
- Mam osiemnaście lat!
- Lu, czyje to dziecko? - spytał Daniel.
- Na pewno nie Neymara - rozpłakałam się.
- Wszystko będzie dobrze - Isabel przytuliła mnie mocno.
- Nie będzie dobrze. Nie stać mnie na wychowanie dziecka!
- Ale może ty i Marc stworzycie rodzinę...
- Muszę do niego iść - powiedziałam zdeterminowanym głosem.
- W takim stanie?! - spytał Daniel.
- Już mi lepiej - wytarłam łzę spływającą po poliku i ubrałam buty. Daniel chciał mnie powstrzymać, ale Isabel zatrzymała go. Po raz pierwszy od kilku miesięcy wyszłam na powietrze. No... Może nie tyle co na powietrze, co na jakiś dłuższy spacer niż tylko do sklepu. Dom Marca znajdował się kilka przecznic dalej niż mój dom. Po kilkunastu minutach byłam na miejscu. W głowie miałam tyle scenariuszy naszej rozmowy... Wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Usłyszałam czyjś śmiech i to na pewno nie był głos mężczyzny. Drzwi otworzyła mi jakaś kobieta. Wysoka brunetka z długimi włosami.
- Żadnych ofert nie chcemy - zaśmiała się.
- Ja do Marca - powiedziałam spokojnym głosem. Kobieta spojrzała na mnie dziwnie i zawołała piłkarza.
- Znamy się? - spytał zdziwiony.
- Nie, wcale Marc.
- Czekaj czekaj, kojarzę cię... Luisa! - pstryknął palcami. - Była Neymara.
- Była dzięki tobie - zmroziłam go wzrokiem.
- Słuchaj, to był jeden raz, w ogóle to nie powinno było się zdarzyć.
- Ale zdarzyło i przychodzę z pytaniem.
- Słucham - zaśmiał się. Jego spokój bardzo mnie zestresował. W gardle poczułam ogromną gulę. Nic nie mówiąc podałam mu test. Spojrzał zdziwiony na niego. Chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił. - Co to ma znaczyć? - wydukał. - Chcesz wyłudzić kasę?!
- Nie Marc - powiedziałam ze łzami w oczach. - Chcę tylko żebyś wiedział, że będziesz tatusiem.
- O nie nie nie... - pogroził mi palcem. - Nic z tego. Nie będę się bawił w ojca! - krzyknął.
- Marc, co to ma znaczyć? - spytała brunetka.
- Powiedz jej Marc, powiedz jak spieprzyłeś mój związek z Neymarem!
- To był tylko jeden raz... - złapał się za głowę.
- I wystarczył... - powiedziałam cicho. Brunetka podeszła do Hiszpana i uderzyła go w twarz.
- Monica! - krzyknął za nią, ale ona nawet się nie odwróciła. - Co narobiłaś?! W ogóle po co tu przyszłaś?
- Marc, nie denerwuj się. Teraz to ja spieprzyłam ci część życia - powiedziałam spokojnie i dotknęłam jego gorący od uderzenia policzek. - Mam nadzieję, że będziesz choć odrobinę cierpiał tak jak ja - odeszłam. Tak po prostu. Nie prosząc go o pieniądze czy o bycie ojcem.
- Co chcesz zrobić z dzieckiem? - spytał.
- Urodzić. I wychować, a przynajmniej starać się.
- Luisa, ja nie chcę... Ja nie jestem gotowy na to, przykro mi...
- Mi też Marc, mi też... - łza popłynęła mi po policzku, ale wzięłam się w garść. Nie mogłam przecież pokazywać mu swojej słabości. Rozryczałam się dopiero, gdy z horyzontu zniknął mi dom Hiszpana. Kierunek mojego dalszego spaceru był oczywisty. Park niedaleko mojego domu to idealne miejsce na płacz. Usiadłam na naszej ławce, to znaczy na mojej i Neymara. Tyle razy tu przychodziliśmy, a teraz? Teraz tego nie ma. Łzy płynęły potwornym, nieprzerwanym strumieniem po polikach. Zaczęłam szukać chusteczek w torebce, ale nie znalazłam ich. Nagle przed twarzą zobaczyłam jedną paczkę. Wzięłam kilka i dopiero po chwili poczułam zapach. Ten zapach. Tylko jedna osoba używała takich chusteczek. Wstałam niepewnie i podniosłam wzrok.
- Zmieniłaś się - przede mną stał Neymar. We własnej osobie. Spojrzał na mój brzuch i otworzył szeroko oczy. - O... To tatuś pewnie jest zadowolony.
- Nie bądź większym skur... - nie potrafiłam. Tak bardzo chciałam coś złego o nim powiedzieć, ale nie potrafiłam. - Dziecko nie będzie miało tatusia.
- Przepraszam. Serio... - widziałam w jego oczach tęsknotę i ból.
- Miałeś prawo - westchnęłam. - Marc nie chce go, będę musiała sama je wychowywać.
- Kiedy się dowiedziałaś?
- O ciąży? Dzisiaj - zaśmiałam się ponuro. - Ale już dawno to podejrzewałam.
- Który miesiąc?
- Z tego wszystkiego wynika, że ósmy...
- Nie widać - zaśmiał się ponuro.
- Może i lepiej - matko, jak ja go kochałam... - Jak Davi? - spytałam powstrzymując łzy.
- Tęskni... Jak ja - dopowiedział cicho, a ja poczułam ogromny ból. Świat zawirował, a ja upadłam. Prawie. Refleks Neymara był przydatny. - Co się dzieje? - spytał zestresowany.
- Chyba nie chcę wiedzieć... - powiedziałam cicho, a potem krzyknęłam. Neymar bez wahania zaniósł mnie do samochodu. Kierunek był oczywisty - szpital. Zapewne Brazylijczyk złamał większość zasad i nawet spowodowałby wypadek, gdyby nie refleks kierowcy drugiego auta. - Zwolnij - powiedziałam cicho.
- Nie ma mowy - powiedział zdeterminowany. Właściwie w głębi duszy dziękowałam mu, że jechał szybko. Po chwili byliśmy pod szpitalem. Szybko zabrał mnie na ręce i wbiegł do szpitala. - Lekarza! - krzyknął. Załoga szpitala zabrała mnie od Neymara, który próbował dostać się do mnie.
- Coś pani dolega?
- Chyba pan widzi, że boli mnie jak cholera! - syknęłam. - Jestem w ciąży!
- Który miesiąc?
- Chyba ósmy... - mina lekarza była dziwna, ale tylko tyle pamiętam, bo lekarka dała mi dużą ilość środków bólowych. - Czy on może jechać ze mną? - spytałam pół przytomna.
- Kim jest? - spytał lekarz.
- Jestem jej... - Neymar szybko przybiegł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. - Jestem jej narzeczonym.




































W końcu napisałam przedostatni rozdział :) Mam nadzieję, że się podobał :D
Jeśli czytacie, to skomentujcie :)

piątek, 3 października 2014

Rozdział 7

                                    CZYTASZ? ZOSTAW KOMENTARZ ZE SWOJĄ OPINIĄ :)


       Obudziłam się wyspana jak nigdy. Spojrzałam na zegarek i zdziwiona zerwałam się z łóżka. Spałam 16 godzin... Poszłam się umyć i szybko wróciłam do pokoju. Chwycił telefon i sprawdziłam, czy nikt czasem do mnie nie dzwonił. 3 nieodebrane połączenia od Neymara... No tak... Nie odezwałam się słowem od wczorajszego popołudnia. Zadzwonię do niego później, pomyślałam i wybrałam zupełnie inny numer. Po kilku sygnałach usłyszałam jego głos...
- Cześć piękna - wymruczał do słuchawki. Zrobiło mi się gorąco, ale szybko się ogarnęłam.
- Marc... Musimy pogadać.
- Właśnie to robimy kotku.
- Nie przez telefon. Wpadniesz do Neya?
- Oczywiście - szybko odpowiedział. Założyłam stary dres i zeszłam do kuchni. Na stole leżała kartka. Bez problemu rozpoznałam pismo brata. W końcu pisał tak paskudnie, że aż wstyd.
"Lu, idziemy pozałatwiać wszystkie najważniejsze sprawy związane ze ślubem, do tego idziemy do ginekologa. Będziemy wieczorem. Bądź grzeczna, całuję"
Westchnęłam głośno i zaparzyłam sobie kawę. Ogarnęłam trochę kuchnię i wyszłam z domu brata i poszłam do domu chłopaka. Wiedziałam, że nie będzie go na miejscu, miał wizytę u dentysty. Po kilku minutach zobaczyłam Marca z ogromnym bukietem róż. Jęknęłam i podeszłam do niego. Przestraszył się mnie.
- Matko, skąd ty się tu wzięłaś? - zaśmiał się.
- Mało ważne, chodź - zaprowadziłam go do domu. Wręczył mi kwiaty i usiadł na kanapie. Zaniosłam bukiet do kuchni i wstawiłam go do wazonu. Do szklanki nalałam soku i wróciłam do salonu.
- O czym chciałaś pogadać? - spytał.
- O nas...
- Cieszę się. Podjęłaś decyzję? - był pewien swego. Niestety.
- Chcę być z Neymarem, nie z tobą - łza poleciała mi po poliku. Stałam teraz odwrócona do Marca plecami, ale mogłam się domyśleć, że był wyraźnie zawiedziony.
- Jesteś pewna? - przerwał niekończącą się ciszę.
- Chyba... Tak - powiedziałam pewniej niż czułam. Usłyszałam, że nagle zerwał się z kanapy i szybko podszedł do mnie. Chwycił mnie za nadgarstki i zmusił, żebym odwróciła się w jego stronę. - Za bardzo go kocham...
- A ja?
- Co ty? - spojrzałam na niego zdziwiona.
- Nic do mnie nie czujesz?
- Przy tobie czuję się bezpieczna...
- No właśnie!
- Ale przy Neyu kochana... - pocałował mnie. Delikatnie, namiętnie... Rozpływałam się pod wpływem jego pocałunku... A on to wykorzystał. Chwycił mnie w talii i pogłębił pocałunek. Zapomniałam o całym świecie. Marc zdjął moją bluzę od dresów i zaniósł mnie do sypialni. Położył mnie delikatnie na łóżku, a ja tylko spokojnie zamknęłam oczy i pozwoliłam mu robić swoje. Zdjął ze mnie dresy, potem sam się rozebrał. Całował każdą część mojego ciała, a ja drżałam za każdym razem gdy jego oddech łaskotał moją skórę. Potem poczułam ból. O wiele mniejszy niż za pierwszym razem, ale jednak ból. Na całe szczęście malał z każdą chwilę. Po pewnym czasie rozkosz i ból przerodził się w najpiękniejsze uczucie. Marc opadł na poduszkę obok mnie i pogładził mnie po poliku, a ja zasnęłam. Miałam piękny sen... Cała nasza trójka rozumie tę sytuację i chłopacy są ze mną na zmianę. Sen był taki realistyczny... A zwłaszcza stłumiony krzyk Neymara.
- Kurwa nie wierzę! - otworzyłam powoli oczy i spojrzałam na postać stojącą w drzwiach - Neymar... Potem mój wzrok przesunął się na leżącego obok mnie Marca. Szybko zaskoczyłam o co chodzi i otworzyłam szeroko oczy.
- Ney, to nie tak jak myślisz... - zaczęłam. Gadka każdego przyłapanego... Przeszedł obok mnie i chwycił za gardło Hiszpana. Szybko się ocknął i zaczął dusić. - Ney nie...
- Zamknij się dziwko! - krzyknął i z całej siły uderzył "przyjaciela" w twarz. Łzy płynęły mi powolnym strumykiem po polikach. Neymar nie oszczędzał się. Na jego dłoni zobaczyłam krew i o dziwo nie Marca, ale samego Brazylijczyka. Kiedy twarz Hiszpana przestała przypominać jego twarz, a stała się zakrwawionym elementem ciała, Ney podniósł się i złowrogim spojrzeniem zmierzył mnie. Zdążyłam się szybko ubrać. - Bartra! Taki z ciebie przyjaciel?! Odradzałeś mi ją, bo sam chciałeś mieć Luisę! Wynoś się z mojego domu!
- Ney - zadławił się własną krwią.
- Jesteś nikim. Właśnie skończyłeś swoją karierę w Barcelonie! Już ja tego dopilnuję! - rzucił w stronę Marca koszulkę. Gdy Hiszpan włożył ją na siebie, Brazylijczyk błyskawicznie wyrzucił go z pokoju. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Zjechałam po ścianie na podłogę. Przysunęłam kolana pod brodę i cicho łkałam. Neymar usiadł na łóżku i zaczął płakać.
- Ney - szlochnęłam.
- Zamknij się! - wydarł się na mnie.
- Daj mi chociaż coś wytłumaczyć...
- Co tu jeszcze tłumaczyć? Przespałaś się z moim byłym przyjacielem! Zachowałaś się jak Bruna! Tsa, nawet gorzej!
- To nie tak!
- To po co on tu dzisiaj był?
- Wyjaśniałam mu, że nie możemy być razem, bo kocham ciebie!
- Wyjdź i nie wracaj. Kiedy pojadę po Daviego będziesz mogła się spakować. Zostaw klucze przy skrzynce i nie wracaj tu... - powiedział cicho. Wyraźnie się uspokoił.
- Ney ja...
- Powiedziałem, że masz tutaj nie wracać! Z nami koniec! - wstał i wyszedł z domu, a mi nie pozostało nic innego jak zabrać swoje rzeczy. Ze łzami w oczach wyciągałam ubrania z wielkiej szafy. Gdy zabrałam wszystko, rozejrzałam się uważnie po domu Neymara. Po raz ostatni. Zamknęłam za sobą drzwi, klucz położyłam koło skrzynki i wróciłam do domu brata. Potem zrobiłam najgorszą możliwą rzecz. Chwyciłam butelkę z wódką, która leżała sobie w barku. Odkręciłam powoli ją i do moich nozdrzy dotarł znienawidzony smród. Przełknęłam głośno ślinę i pociągnęłam duży łyk alkoholu. Zakrztusiłam się, ale zdołałam przełknąć. Czułam jak pali mnie przełyk, ale z każdą sekundą podobało mi się to coraz bardziej. Poszłam do swojego pokoju ciągle łykając kolejne dawki wódki. Wypiłam może pół butelki jak odleciałam. Dosłownie. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, dopóki nie obudził mnie znajomy głos Isabel.
- Matko boska Lu! - krzyknęła. W drzwiach zobaczyłam brata. Wyraźnie był zniesmaczony moim widokiem. Doskonale pamiętaliśmy, jak rodzice pili w domu. Nie tak często jak alkoholicy, ale jak się napili, to do nietrzeźwości. Szybko wyszedł, ale na całe szczęście została ze mną Isabel.
- Jaaaa - próbowałam coś powiedzieć, ale zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłam do łazienki i zaczęłam wymiotować. Po raz pierwszy i ostatni upiłam się. Kiedy poczułam się lepiej wróciłam do swojego pokoju. Is siedziała na łóżku.
- Co się stało skarbie - pogłaskała mnie po głowie.
- Jaa nie esteeem skarbem. Jestem dziwką! - krzyknęłam.
- Co ty wygadujesz?!
- Dzisiaaj zdradziiam Neya... Z Marciem, który teaz wygląda akk pół dupy zza krzaka - zaśmiałam się.
- Boże... - Is zakryła sobie usta dłonią. Bez słowa przytuliła mnie. - Czy to definitywny koniec? - spytała ze łzami w oczach. Kiwnęłam potwierdzająco głową i wtuliłam się w "siostrę".






































 Podjęłam ważne decyzje w sprawie tego bloga. Otóż.. Skracam go do minimalnych rozmiarów. Prawdopodobnie będą jeszcze 2 rozdziały i epilog. Powód?
Żadnych nowych pomysłów, mało czasu na pisanie, ogólnie bajzel w życiu xD 

środa, 24 września 2014

Rozdział 6

                             CZYTASZ? ZOSTAW KOMENTARZ ZE SWOJĄ OPINIĄ :)


Neymar ubrał się i pojechał na trening. Siedziałam na kanapie zmęczona i taka pusta. Tak, jakby ktoś zabrał cząstkę mnie. W sumie Ney zrobił to. Nie byłam już dziewicą. Dziwnie czułam się w swojej nowej wersji, ale zaczęłam się przyzwyczajać. Wzięłam szybki prysznic, który zmył ze mnie nocną atmosferę i poranne stresy. Wyszłam spod prysznica zawinięta w ręcznik. Usłyszałam pukanie do drzwi. Niepewnie podeszłam i je otworzyłam. Stał w nich Bartra. Szybko je zamknęłam, ale on dalej pukał. Z wściekłym spojrzeniem wpuściłam go do domu.
- Czego chcesz? - spytałam.
- Pogadać - odparł smutno.
- Nie mamy o czym Marc.
- Ohoho, właśnie mamy.
- Daj mi chwilę - westchnęłam i poszłam ubrać się. Założyłam spodnie dresowe i jakąś koszulkę, którą zostawiłam u Neymara, gdy nocowałam z Davim. Wzięłam głęboki oddech i zeszłam do salonu. Marc siedział rozwalony na kanapie. - Mógłbyś się nie zachowywać jakbyś był w oborze? - skarciłam go. Szybko usiadł do pionu. - Napijesz się czegoś?
- Może wody - uśmiechnął się do mnie. Przewróciłam oczami i poszłam po napój.
- Trzymaj - podałam mu szklankę. - Więc czego chcesz?
- Nie możesz być z Neymarem.
- Właśnie, że mogę... A co więcej Marc, ja z nim jestem!
- Zostawi cię, czy ty tego nie rozumiesz?! - wstał szybko.
- Siadaj, albo zaraz stąd wyjdziesz - zmroziłam go wzrokiem. Szybko posłuchał mojego polecenia. Usiadł koło mnie i chwycił mnie za ręce. Próbowałam mu się wyrwać, ale był silniejszy. - Puszczaj - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Spojrzał mi w oczy, głęboko.
- Ja nigdy nie zrobię ci krzywdy - po tych słowach trochę się rozluźniłam. Nie wiem dlaczego, ale nie czułam się przy Marcu przestraszona czy zdenerwowana. Byłam przy nim bezpieczna. - Obiecuję ci to - zbliżył swoją twarz do mojej.
- Wierzę ci Marc, ale ja kocham Neymara... - wyszeptałam. - Nie możemy być razem - dotknął delikatnie swoimi ustami moich warg. Nie był to jeszcze pocałunek, raczej sprawdzian. Sprawdzał, na ile mu pozwole i nie zdziwił się, gdy w ogóle nie zaprzeczyłam. Objął swoimi ustami moje. Tak, teraz to jest pocałunek, pomyślałam. Przymknęłam oczy i oddałam całą siebie dla Marca. W tym pocałunku pokazał swoje wszelkie uczucia: smutek, radość, miłość, nadzieję, ból... Zszedł z pocałunkami na szyję. Jęknęłam cicho zakrywając usta.
- Neymar nie traktuje cię jak kobietę - wyszeptał do mnie. - Dla niego jesteś dalej dzieckiem siedemnastoletnim.
- Nieprawda... - otworzyłam niepewnie oczy. - Nie jestem już dzieckiem.
- Jesteś już kobietą - uśmiechnął się.
- W stu procentach - spojrzałam mu prosto w oczy.
- A... - zaniemówił. - Dla mnie zawsze nią byłaś i będziesz.
- Marc... - pocałował mnie bardziej nachalnie i położył swoje ręce na mojej talii. Ułożył mnie na kanapie i zaczął zdejmować bluzkę. Przejechałam palcami po jego nagiej klatce piersiowej i westchnęłam głośno. Zaśmiał się i znowu pocałował. Miałam sięgnąć do jego rozporka, gdy usłyszałam odgłos silnika samochodu Neya. Szybko zrzuciłam z siebie zdziwionego Marca i rzuciłam mu koszulkę. Ubrał ją dokładnie w momencie, gdy do domu wszedł Neymar. Spojrzałam speszona na Bartrę, ale on był nadzwyczaj spokojny. Do salony wszedł mój chłopak. Uśmiechnął lekko na mój widok, ale mina mu zrzedła, gdy zobaczył siedzącego obok mnie przyjaciela.
- Hej skarbie - powiedział.
- Cześć - uśmiechnęłam się.
- Hej kotku - rzucił mu Bartra i podszedł przywitać się z Neyem. Szybko wstałam z kanapy i przytuliłam się do Brazylijczyka. Zapach jego perfum i mieszanki czegoś, co było tylko jego zawrócił mi w głowie.
- Co tu robisz Marc? - spytał zdziwiony.
- Siedzę, a właściwie stoję.
- Luis szukał cię cały czas.
- Nie chciało mi się iść dzisiaj, wolałem pogadać z Luisą - uśmiechnął się do mnie.
- O czym tak długo gadaliście?
- O... - zaczął Marc, ale szybko mu przerwałam.
-... O miłości - zaśmiałam się. - Marc zakochał się w jakiejś Hiszpance i nie wie co robić.
- Tak... Chyba już pójdę - powiedział Bartra. Przybił z przyjacielem piętkę, a mnie pocałował delikatnie i powoli w policzek. Puścił mi oczko i wyszedł. Ney od razu podszedł do mnie i chwycił w talii.
- Jak się czuje moja księżniczka - pocałował mnie w policzek.
- Obolała - zaśmiałam się.
- Przepraszam - szepnął mi do ucha.
- Nic się nie stało - pocałowałam go delikatnie stając na palcach. - Było nieziemsko.
- Cieszę się - podniósł mnie i teraz byliśmy na równi. Zadzwonił mój telefon. Neymar odstawił mnie, a ja pobiegłam do kuchni i odebrałam. "Yhyym", powtórzyłam kilka razy i poszłam się ubrać.
- Muszę lecieć do domu - westchnęłam cicho.
- Będę tęsknił - powiedział cicho udając, że płacze. Podeszłam do niego i namiętnie pocałowałam. Nasze języki stanowiły teraz jedność. Potrafiły szybko się odnaleźć i dać jak najwięcej rozkoszy za każdym razem. Wybiegłam z domu chłopaka i szybkim krokiem przeszłam ulicami Barcelony do domu brata. Świeże katalońskie powietrze pozwalało idealnie oczyścić umysł. Otworzyłam drzwi i weszłam do salonu.
- Co się stało tak ważnego, że nie mogło zaczekać? - spytałam. Zza rogu wychyliła się Isabel. Płakała. Potem do pokoju wszedł Daniel, również zapłakany. Ale to nie były łzy smutku, a szczęścia. Is podeszła do mnie i mocno przytuliła, a potem wyciągnęła w moją stronę jakiś mały przedmiot. Test ciążowy z wynikiem pozytywnym. Uśmiechnęłam się szeroko i ze łzami w oczach podeszłam do Daniela.
- Nareszcie - powiedział cicho. - Cztery lata starań - kolejna łza poleciała mu po policzku. Przytuliłam go mocno.
- To nie wszystko - powiedziała Isabel, która dołączyła do rodzinnego przytulasa. - Daniel...
- Pobieramy się - wyszczerzył się do mnie.
- Jejku... - z wrażenia musiałam usiąść. - Kiedy?
- Jak najszybciej. To znaczy... Jak będzie kasa - trochę posmutniał.
- Mogę wam pomóc finansowo - uśmiechnęłam się szeroko.
- Niby jak?
- Mam bogatego chłopaka - zaśmiałam się i poszłam do swojego pokoju. Gdy zniknęłam za rogiem pomachałam do Isabel, żeby do mnie przyszła. Usiadłam na łóżka i wzięłam kilka głębokich oddechów. Przyjaciółka weszła za mną do pokoju i zamknęła drzwi.
- Co jest mała? - spytała wyraźnie przestraszona moim zachowaniem.
- Mam kłopot...
- Jesteś w ciąży?!
- No coś ty.
- To nie rozumiem... - powiedziała wyraźnie zmieszana.
- Kocham Neymara...
- To chyba dobrze - puściła mi oczko.
- Jest moim pierwszym - chrząknęłam i zaczęłam drapać skórki przy paznokciach.
- Gratuluję skarbie - przytuliła mnie mocno. - Jejku, moja mała Lu jest kobietą - szepnęła, a właściwie zaszlochała. - Ale gdzie problem?
- Problemem jest jego przyjaciel...
- Piłkarz?
- Tak... Do tego cholernie przystojny...
- Ale co ci zrobił?
- Zakochał się we mnie... Nic takiego... - spojrzała na mnie zdziwiona.
- Szybko wyrwałaś dwóch piłkarzy - zaśmiała się.
- To nie jest śmieszne Is... Obaj mi się podobają, a dzisiaj prawie zdradziłam Neymara - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Ej, nie gadaj...
- I nie wiem co robić!
- Kogo kochasz?
- Neymara... - powiedziałam cicho.
- A ten drugi?
- Marc? Jest dla mnie taki kochany...
- Kochasz go?
- Chyba nie...
- To masz rozwiązanie -  pocałowała mnie w czoło. - Szybko zakończ znajomość z tym Marciem, bo masz dwóch, a zaraz nie będziesz miała ani jednego - pogroziła mi palcem i mocno uściskała.
- Dziękuję... I gratuluję - pocałowałam ją w policzek.
- Nareszcie się udało.
- Zawsze w was wierzyłam - puściłam jej oczko. - Który miesiąc?
- Drugi - odparła dumnie.
- Wiesz, że jesteś dla mnie jak siostra i matka?
- Teraz tak Lu i bardzo się z tego powodu cieszę - siedziałyśmy chwilę w żelaznym uścisku. Is wstała i podeszła do drzwi. - Posłuchaj serca kochanie - posłała mi buziaka i wyszła. Położyłam się na łóżku i przykryłam po czubek głowy kocem. Była południe, ale byłam zmęczona jak cholera. Zanim zasnęłam dokonałam ważnego wyboru w sprawie chłopaków.











       










Sorki że tak długo czekaliście, ale mam dużo nauki xD  Mam nadzieję, ze rozdział się podobał i z chęcią go skomentujecie :) Mam nadzieję, ze uda mi się 7 napisać na weekend :)

piątek, 19 września 2014

Rozdział 5

                                   CZYTASZ? ZOSTAW KOMENTARZ ZE SWOJĄ OPINIĄ :)            



Usiadłam roztrzęsiona na kanapie. Isabel przyniosła mi szklankę z wodą i spojrzała na mnie rozczulonym wzrokiem.
- Co jest? - spytała.
- On mnie chyba kocha...
- To chyba dobrze nie? W końcu znalazłaś sobie jakiegoś porządnego mężczyznę - uśmiechnęła się do mnie.
- Dzisiaj Bruna nas przyłapała, chciała do niego wrócić...
- Ale na czymś poważniejszym, czy całowaniu? - zaśmiała się.
- Podejrzewam, że doszło by do czegoś gdyby nie ona... Pewnie dalej u niego jest, a ja muszę z nim pogadać...
- Zadzwoń i zapytaj - uderzyłam się w głowę. Jak mogłam na to nie wpaść? Zaczęłam szukać telefonu. Przeszukałam kieszenie od spodni, bluzy... Nigdzie go nie było. Otworzyłam szeroko oczy.
- Jest u Neymara - powiedziałam cicho. - Odłożyłam go na stół jak zaczęliśmy - chrząknęłam i zaczęłam gestykulować rękami.
- Idź po niego. A, wieczorem nas nie będzie, masz wolną chatę - puściła mi oczko.
- Gdzie idziecie?
- Na kolację.
- Może zostanę u Neya i wam zostawię pusty dom - uśmiechnęłam się i wyszłam z domu machając do Is. Starałam się iść jak najwolniej, żeby nie spotkać czasem Bruny w domu Neymara. Przeszłam obok pasaży sklepów. W końcu dotarłam pod willę piłkarza. Wzięłam oddech i niepewnym krokiem przeszłam przez bramę. Chciałam pukać do drzwi, gdy usłyszałam krzyki. Westchnęłam i usiadłam pod ścianą.
- "Daj mi w końcu święty spokój!"
- "Ale ja cię kocham!"
- "Zwłaszcza jak spałaś z innym!" - chwila ciszy. Krótka niestety.
- "Mogę zabrać dzisiaj na noc do siebie Daviego?" - spytała załamanym głosem.
- "Mały bardzo cię lubi, nie mogę mu zabronić kontaktów z tobą" - powiedział zmęczony całą tą atmosferą. Usłyszałam otwieranie drzwi i podniosłam się. Zapłakana Bruna minęła mnie szybkim krokiem. W przejściu stanął Neymar. Miał niewyraźną minę, był bardzo przygnębiony. Dopiero po chwili zauważył, że stoją obok niego. Uśmiechnął się do mnie blado i wyciągnął ręce. Bez wahania podeszłam do niego i mocno przytuliłam. Weszliśmy do domu. Usiadłam na kanapie, Ney obok mnie.
- Długo czekałaś?
- Byłam w domu, ale zapomniałam telefonu... Potem może z 5 minut.
- Przepraszam...
- Za co? - spojrzałam na niego zdziwiona.
- Nie powinnaś była słuchać tej rozmowy. Chyba powinienem ci wszystko wyjaśnić...
- Jeżeli nie chcesz, nie mów. Rozumiem cię.
- Jesteś wspaniałą dziewczyną - podpełzłam do niego i położyłam się na nim. Ułożył się wygodniej i leżeliśmy wtuleni w siebie.
- Jesteś wspaniałym mężczyzną - pocałowałam go w policzek. - Sam dzisiaj jesteś?
- Na to wychodzi... Za godzinę Bruna zabiera małego.
- A ja sama siedzę u Daniela - westchnęłam. - Idą na kolację... - Podniósł się i spojrzał zadowolony na mnie.
- Hm... A może zostałabyś u mnie? - wyszczerzył się.
- A chcesz?
- Nawet bardzo - pocałował mnie delikatnie.
- To zrobię kolację - szybko wstałam i pobiegłam do kuchni. Gotowanie zajęło mi jakąś godzinę. Bruna zdążyła odebrać Daviego. Mieszałam w garnku, gdy usłyszałam kroki. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale nie odwróciłam się. Neymar złapał mnie w talii i pocałował w kark. Zadrżałam. Siłą odwrócił mnie do siebie i spojrzał mi prosto w oczy. Pochylił się i złożył delikatny pocałunek na moich wargach. Oderwałam się od niego i wyłączyłam gaz pod garnkiem. Wróciłam szybko do Neya i zaśmiałam się. Pocałowałam go bardziej nachalnie niż on mnie. Zamruczał i chwycił moją twarz w swoje dłonie. Położyłam ręce na jego klatce piersiowej. Coś mi przeszkadzało. Bluzka. Szybkim ruchem zdjęłam ją z Neya i spojrzałam napalonymi oczami prosto na niego. Uśmiechnął się łobuzersko i zaniósł mnie do swojej sypialni, cały czas całując. Położył mnie na łóżku i zdjął delikatnie moją bluzę i spodnie. Przełknęłam głośno ślinę. Zawisł nade mną, a po chwili wtulił się we mnie i położył na boku.
- Wiesz, że jeżeli nie jesteś jeszcze gotowa, zaczekam. Jeżeli nie chcesz tego robić ze mną... Nie będę zły - patrzył prosto w moje oczy. Mówił całkiem serio. Wzięłam głęboki oddech.
- Chyba jestem gotowa...
- To dla mnie zaszczyt - zaśmiał się i pocałował mnie. Rozebrał mnie do naga. Patrzył na moje ciało, a ja zaczerwieniłam się. Ale nie czułam się obnażona, czułam się akceptowana. - Jesteś taka piękna - szepnął przy moim uchu.
Nie byłam przygotowana na taki ból, który przeszył moje ciało. Neymar przytulił mnie i pomógł przejść najtrudniejszy moment. Potem było cudownie. Miałam łzy w oczach, emocje były ogromne.
- Jest inaczej - wyszeptałam w ciemności.
- W jakim sensie? - spytał lekko poddenerwowany.
- W dobrym - pocałowałam go delikatnie. Byłam tak zmęczona... Nie mówiąc już o bólu jaki dalej czułam. - Było idealnie, gdyby nie ból...
- Następnym razem.. - położyłam mu palec na ustach.
- Wiem, będzie lepiej - zaśmiałam się. Wtuliłam się w niego, głowę oparłam o ramię. Pasowaliśmy do siebie idealnie. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Pamiętam tylko dzwonek do drzwi, który mnie obudził. Neymar poszedł otworzyć naszemu gościowi. Zarzuciłam na siebie szlafrok i zeszłam do salonu. W przedpokoju stał Marc, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Przeszkodziłem? - spytał, gdy mnie zobaczył.
- Nie - odparłam szybko, gdy Ney chciał palnąć coś głupiego. Podszedł do mnie i pocałował w policzek.
- Idę wziąć prysznic - podeszłam do Marca i przytuliłam go. Usłyszałam szum wody.
- Co cię tu sprowadza?
- Nie będę owijał w bawełnę... Kocham cię - powiedział, a kolana same ugięły się pode mną.
- Co ty pieprzysz Marc!
- Nie mogę o tobie zapomnieć!
- No to niestety musisz, bo ja kocham Neymara!
- Zostawi cię w końcu.
- Odwal się od nas! - podszedł do mnie i złożył na moich ustach pocałunek. Byłam zbyt zaskoczona, żeby zareagować. Pogłębił szybko pocałunek, ale nie dałam się. Odepchnęłam go i odeszłam na kilka kroków w tył.
- Nie mów, że nic do mnie nie czujesz - spojrzał mi prosto w oczy.
- Nie czuję - powiedziałam cicho. Zacisnął pięści i wybiegł z domu. Było to trochę dziwne. Wszystko działo się tak szybko... Rozbolała mnie głowa. Usiadłam na kanapie i zaczekałam na Neya. Szybko się wykąpał i chodził teraz po domu w samych bokserkach.
- Coś się stało? - spytał gdy zobaczył moją minę. - Gdzie Marc?
- Zadzwonił mu telefon i wybiegł szybko - powiedziałam automatycznie. Nie mógł się dowiedzieć. Czy coś czułam do Marca? Nie... Chyba nie... Na pewno go nie kochałam. Moje serce należało do Neymara, ale Marc miał w sobie coś, co bardzo mi się podobało. Tylko nie wiem co...






























Rozdział taki ble... Wgl nie miałam pomysłu :(  Jest do dupy :/ Sorki, że tyle czekaliście, ale szkoła i wgl... Mam prośbę :D Nie pytajcie co godzinę kiedy rozdział xd Będzie, od razu poinformuję :)

sobota, 13 września 2014

Rozdział 4

             Czułam się dziwnie szperając po rzeczach Neymara, ale zawsze chciałam to zrobić. Przyznać trzeba było, że dom miał zadbany. Drzwi do jego pokoju były lekko uchylone. Walczyłam ze sobą, czy wejść do środka. Zrobiłam to. Zaparło mi dech w piersiach. Jego pokój był ogromny i urządzony inaczej, niż sobie wszyscy wyobrażali. Nie był piłkarski, wręcz przeciwnie. Gdybym nie wiedziała, kto tu mieszkał, na pewno stwierdziłabym, że to pokój jakiegoś biznesmena. Czarna pościel, meble... Ogólnie pomieszczenie było utrzymywane w ciemnych kolorach. Podeszłam do ogromnej szafy i otworzyłam ją. Przeszedł mnie dreszcz, gdy poczułam zapach Neymara. Tak, jakby stał obok mnie. Ale to było niemożliwe. Piłkarz był już pewnie w samolocie, a ja musiałam się w końcu skupić. Zeszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę wody. Davi przybiegł do mnie i wtulił się w moje nogi. Uśmiechnęłam się do niego i kucnęłam przy nim.
- Głodny?
- Bardzo - wyszczerzył się do mnie. Nie miał jeszcze kilku zębów, więc widok szczerbatka bardzo mnie rozbawił.
- Spaghetti? - pokiwał energicznie głową. - To siadaj - pomogłam mu usiąść na krześle i zabrałam się za przygotowanie obiadu.
- Kiedy tata doleci?
- Myślę, że za jakąś godzinkę będzie w Berlinie - uśmiechnęłam się do niego.
- Będę mógł obejrzeć mecz?
- No oczywiście - uśmiechnął się jeszcze szerzej. Następne minuty minęły w ciszy. Makaron ugotował się, przygotowałam sos. Mały oblizał się, gdy podałam mu talerz. Wziął kęs. Minę miał dziwną. - Smakuje? - spytałam niepewnie.
- Jest... pyszne! - krzyknął przy okazji podskakując na krześle. Ulżyło mi od razu.
- Cieszę się.
- Kto nauczył cię gotować?
- Trochę sama, ale głównie mama mnie uczyła - powiedziałam mniej entuzjastycznie.
- A gdzie jest? Została w Lizbonie?
- Nie Davi... Moich rodziców już nie ma... - miałam łzy w oczach, ale musiałam szybko się otrząsnąć.
- A gdzie są?
- Mieli wypadek... Jestem pewna, że są teraz w niebie - uśmiechnęłam się blado.
- Przykro mi - posmutniał.
- Ale to było dawno, żyjemy teraźniejszością - zabrałam od niego pusty talerz. - Chcesz jeszcze? - Kiwnął głową. Musiałam przyznać, że mały miał żołądek. Ja swojej porcji nie zjadłam, gdy on kończył drugą.
- Zjadłem - pokazał pusty talerz.
- To teraz możesz iść się pobawić w ogrodzie - szybko pobiegł, a ja w tym czasie zabrałam się za zmywanie naczyń. Zmęczona opadłam na kanapę i włączyłam telewizor. Na każdym kanale te same informacje:
"Bitwa najlepszych"
"Czy tym razem Barcelona wygra?"
"Co pokaże nam trio Neymar-Messi-Suarez?"
Westchnęłam. Piłka, piłka i jeszcze raz piłka... Nie minęło 15 minut, jak do domu wbiegł Davi. Naprawdę nie wiem, skąd on miał tyle energii...
- Co się stało?
- Zmęczyłem się...
- To chodź tu do mnie - zrobiłam mu trochę miejsca. Davi od razu wtulił się we mnie. - Tylko pilnuj czasu, bo za 4 godziny mecz.
- Dobrze.
Zasnęliśmy bardzo szybko. Miałam cudowny sen. Śniło mi się, że jestem żoną Neymara... Mamy piękne dzieci, dom... Czułam się kochana. Tak, jak nigdy. Obudził mnie Davi. Spojrzałam na niego zmęczonym wzrokiem. Byłam pewna, że minęły minuty. Usłyszałam hałas z telewizora. Mecz. Szybko oprzytomniałam i zerknęłam na mój zegarek, 20:32.
- Tyle spałam?!
- Byłaś zmęczona - Davi przytulił się do mnie.
- Bez przesady, wszystko ok? Nie jesteś głodny ani nic?
- Nie - spojrzał na telewizor. - TATA! - krzyknął. Spojrzałam na ekran. Neymar. Szedł pewnie po murawie. Gdy kamera najechała na niego, uśmiechnął się szeroko i wysłał buziaka. Zrobiło mi się w środku tak ciepło... Składy. Nie interesował mnie skład Bayernu, więc nawet nie zwróciłam uwagi kto grał. W końcu Barcelona: Bravo, Alves, Alba, Bartra, Pique, Rakitić, Xavi, Iniesta, Messi, Suarez i Neymar. Skład marzenie, pomyślałam.
- Chodź tutaj - zawołałam Daviego do siebie. Sędzia rozpoczął mecz. Serce waliło mi jak oszalałe. Każdy odbiór lub stratę piłki przeżywałam bardziej niż zwykle. Łzy pojawiły się w 38 minucie, gdy Robben trafił do bramki. Mały też posmutniał. 1:0. Takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa. W przerwie szybko umyłam Daviego i wróciliśmy akurat na drugą połowę. Żadnych zmian ani w Berlinie, ani w Barcelonie. Kolejna załamka... Lewandowski na 2:0 w 61 minucie. Na całe szczęście w naszej drużynie gra Lionel Messi. To on zmienia wynik na 2:1 w 70 minucie. Na naszych twarzach pojawił się lekki uśmiech, który przerodził się w falę euforii w 87 minucie, gdy bramkę na 2:2 strzelił Suarez. Dogrywka. Siedzieliśmy skupieni na kanapie i mieliśmy zaciśnięte kciuki. Płacz Daviego, Neymar zostaje ostro sfaulowany przez Alabę, którego sędzia wyrzuca z boiska. Dramaturgia! Podbiegłam do małego i mocno go przytuliłam.
- Wszystko będzie dobrze - wyszeptałam mu do ucha. Pociągnął nosem i wrócił ze mną na kanapę. Neymarowi udało się wstać. Grymas na jego twarzy sprawił, że zaczął boleć mnie brzuch. Była 117 minuta.
Enrique przywołał do siebie piłkarza. Był bardzo zdenerwowany. Ney zaczął się z nim kłócić i wbiegł z powrotem na boisko lekko kulejąc. - Widzisz, już jest dobrze - starłam łzę z policzka Daviego. Neymar coraz bardziej grał pressingiem na obrońcach Bayernu. Zdziwiła mnie jego determinacja. Opłaciło się.
"GOOOOOOOOOOOOOOOOLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLL", zaczął krzyczeć komentator. Neymar okiwał wszystkich, nawet bramkarza i strzelił do pustej bramki. Zaczęliśmy skakać i krzyczeć wniebogłosy. Cieszynka Neya trafiła do mojego serca. Podbiegł do kamerzysty i powiedział bezgłośnie "Te amo Luisa y Davi". Końcowy gwizdek i łzy radości. Barcelona zwycięzcą LM... Zaczekaliśmy na podniesienie pucharu. Gdy transmisja skończyła się, odniosłam małego do łóżka. Zasnął od razu gdy przykryłam go kołdrą. Poszłam umyć się. Dobrze mi to zrobiło. Zimna woda, która spływała po moim ciele pomogła mi uspokoić myśli. Powiedział kocham was... czy nie? Może tylko mi się wydawało? Zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica. Założyłam dresy i poszłam do łóżka. Zamknęłam oczy, ale nie potrafiłam zasnąć. Cały czas miałam w głowie obraz Neymara. Nie spałam do trzeciej. Promienie słońca przebudziły mnie o 5:29. Załamana przewróciłam się na drugi bok. Usłyszałam pukanie do drzwi. Poprawka, walenie do drzwi. Szybko zbiegłam na dół. Serce strasznie mi waliło. Niepewnie otworzyłam drzwi i do domu wszedł Neymar z Bartrą. A właściwie wnieśli się wzajemnie. Byli zalani w trupa. Piłkarze w rękach trzymali butelki z szampanem. Spojrzałam załamana na mojego pracodawcę. Odstawił butelkę na szafkę i podszedł do mnie.
- Luisaaaaa, mooojeee koanie - zaczął mamrotać. Wyciągnął do mnie ręce, ale szybko się odsunęłam. Bartra szczerzył się do mnie w dziwny sposób, ale nie zwracałam na niego uwagi. - Jesteem mistrzeeeeeeeeem! - krzyknął.
- Neymarze da Silva Santos Juniorze - syknęłam i zmroziłam go wzrokiem. - Czy możesz łaskawie zamknąć się i nie budzić swojego syna? - spoważniał od razu. Zadzwoniłam po taksówkę, która zabrała Marca do domu, a ja próbowałam wciągnąć Neya do jego sypialni. Rzuciłam go na łóżko.
- Chodź do mnieee - powiedział.
- Jak wytrzeźwiejesz - zamknęłam drzwi i poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Davi cicho usiadł koło mnie. - Co się stało mały? - przytuliłam go.
- Głodny jestem - ziewnął.
- To chodź - chwyciłam jego rączkę i poszliśmy do kuchni. Zrobiłam mu tosty, a sobie kawę. Z śmiechem na twarzy patrzyłam jak zajada śniadanie. Wzięłam łyka gorącej kawy i od razu poczułam się lepiej. Tak, jakbym spała 8 godzin, a nie 2. Mały zjadł wszystko i pobiegł jeszcze do łóżka, a ja położyłam się na kanapie. Włączyłam telewizor, przykryłam się kocem i zaczęłam się nudzić. Koło 10 usłyszałam ziewanie. Odwróciłam się i zobaczyłam Neya. Nalał sobie kawy i usiadł koło mnie.
- Moja głowa - jęknął.
- Nie dziwię ci się. Wróciłeś do domu tak spity, że chciałam cię wyrzucić. Potem, zacząłeś krzyczeć i dobierać się do mnie - otworzył szeroko oczy.
- Przecież ja nigdy...
- A jednak. Ale spokojnie, nie powiem, że mi się nie podobało.
- Ale jesteśmy mistrzami - wyszczerzył się do mnie.
- Jak noga?
- Lepiej.
- O co poszło z Enrique?
- Chciał mnie zmienić, ale się nie dałem.
- Opłacało się - przegryzłam wargę. Patrzył na mnie jak na ciastko. Przysunął się do mnie.Dotknął mojego policzka, zamknęłam oczy. Po chwili otworzyłam je z ogromną pewnością siebie.
- Mogę? - spytał zbliżając swoją twarz do mojej.
- Nie - odparłam stanowczo. Zatrzymał się i spojrzał na mnie smutno. - Musisz! - przyciągnęłam go do siebie. Wpił się w moje usta. Nasze oddechy miały ogromny problem z synchronizacją. Ney był spokojny w przeciwieństwie do mnie. Ogromnie podniecała mnie myśl, że mogę go teraz przytulić, dotykać, całować...
- Przepraszam za poranek - wysapał przy moim uchu.
- Jezu wybaczam - rzuciłam się na niego. Położyłam ręce na jego torsie. Położył mnie pod siebie i szybkim ruchem zdjął koszulkę. Moje dłonie powędrowały ku jego mięśniom. Delikatnie palcami zakreślałam kółeczka. Neymar położył swoje ręce na moich pośladkach. Zamarłam na moment, ale szybko oswoiłam się z nową sytuacją. Zjeżdżał z pocałunkami coraz niżej. Po szyi aż do... piersi. Jęknęłam z rozkoszy kiedy znalazł się tuż nad dekoltem. Przyciągnęłam go do siebie. Nasze wargi znowu się spotkały. I nie tylko one... Ney delikatnie wsunął swój język do moich ust. Niepewnie złączyłam nasze języki i od razu rozluźniłam się. Szybkim ruchem, przerywając na chwilę pocałunek, zdjął ze mnie bluzkę. Czułam jak zaczynają palić mnie poliki ze wstydu. Ale czułam się akceptowana przez Neya. Złożył pocałunek na moim brzuchu potem podbrzuszu... Spojrzał na mnie łobuzersko. Odpłynęłam do świata, z którego nie chciałam wraca. Coś trzasnęło za nami. Neymar odsunął się powoli ode mnie oblizując swoje nabrzmiałe wargi. Bałam się spojrzeć za siebie. Niepewnie mój wzrok powędrował do drzwi wejściowych. Stała tam Bruna. Wredny uśmiech nie schodził jej z twarzy. Piłkarz ubrał szybko koszulkę, zrobiłam to samo.
- Widzę, że szybko sobie nową szmatę znalazłeś - powiedziała.
- Po pierwsze, nie szmatę, po drugie, to nie twoja sprawa - warknął na nią.
- Bruna - usłyszałam pisk Daviego. Podbiegł do niej i mocno przytulił.
- Hej szkrabie - pocałowała go w policzek.
- Ney, ja już pójdę - powiedziałam cicho. Przeszłam chwiejnym krokiem obok ex Neymara. Założyłam buty i wyszłam z domu. Usłyszałam za sobą krzyki.
- Ty chciałaś do mnie wrócić?! - krzyknął Neymar i po chwili wybuchł śmiechem. Więcej nie słyszałam, byłam za daleko. Wróciłam szybko do domu brata. Drzwi otworzyła mi Isabel. Spojrzała na mnie niepewnie.
- Sama? - spytała.
- Tak - odparła szybko.
- Musimy pogadać.

  
                                                                    




































A więc jest czwóreczka :) Muszę przyznać, że dziwnie mi się pisało xD 1/3 rozdziału wgl nie mogłam napisać, ale jak się rozpisałam, to się rozpisałam na dobre :D Mam nadzieję, że rozdział podobał się tak samo jak mi  :)