Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 8

                               CZYTASZ? ZOSTAW KOMENTARZ ZE SWOJĄ OPINIĄ :)

     
                Zamknęłam się w sobie. Nie wychodziłam z domu. Chciałam umrzeć. Nawet kilka razy próbowałam z lekami czy żyletkami, ale Isabel ciągle mnie ratowała. Nie wiem tylko po co... Przeze mnie przełożyli datę ślubu, chcieli poczekać, aż się lepiej poczuję. Ale to miało już nigdy nie nastąpić. Leżałam pod kocem, gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Chwiejnym krokiem przekręciłam kluczyk i znowu położyłam się.
- Cześć skarbie - usłyszałam cichy głos Is. Nie odpowiedziałam. - Lu, może pora zacząć wszystko od nowa... - łzy podeszły mi do oczu. Odwróciłam się w stronę przyjaciółki.
- Tu nie ma czego zaczynać! Ja chcę umrzeć!
- Boże nie mów tak - przytuliła mnie mocno. Szarpałam się z nią, ale w końcu uległam jej.
- Ja go kocham... - wyłkałam w jej bluzę.
- Ale na świecie nie ma tylko jednego faceta Lu - zrobiło mi się strasznie niedobrze. Ledwo dobiegłam do łazienki. Isabel spokojnie poszła za mną i przytrzymała mi włosy. Potem przyniosła szklankę z wodą.
- Dziękuję...
- Z tobą jest coraz gorzej mała... Jesz coraz mniej, słabniesz w oczach. Jesteś strasznie blada i ledwo chodzisz.
- Ale czuję się dobrze...
- Właśnie widzę - wzięła mnie pod rękę i zaprowadziła do łóżka. - Skoro tak bardzo ci na nim zależy, zadzwoń do niego.
- Nie odbierze.
- Może warto spróbować? - pocałowała mnie w czoło i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Siedziałam chwilę i wpatrywałam się w ścianę. Zastanawiałam się, co mu powiem jak jednak odbierze. Wzięłam głęboki oddech i poszukałam wzrokiem telefonu. Leżał po drugiej stronie pokoju. Doczołgałam się do niego i drżącymi rękami wybrałam numer. Kilka sygnałów i cisza. Spróbowałam jeszcze raz i jeszcze w końcu usłyszałam jego głos.
- Czego chcesz? - warknął.
- Ney - wyszeptałam cicho. Naprawdę byłam osłabiona i ledwo żywa. - Chcę porozmawiać.
- Nie mamy o czym.
- Właśnie, że mamy - ostatni wyraz wypiszczałam.
- Co ci jest? - spytał wyraźnie zmartwiony, ale szybko wziął się w garść. - Nie mamy. Ja... Ja nie chcę cię znać.
- Ney... - rozłączył się. Osunęłam się po ścianie i zaczęłam płakać. Możliwe, że to była jedyna szansa na rozmowę z nim, a ja ją zmarnowałam.


                                                              * pół roku później *

               Błagam, niech to nie będzie prawda, pomyślałam. Łzy leciały mi po poliku, a ja siedziałam skulona w łazience. Otworzyłam jedno oko i rozpłakałam się jeszcze bardziej widząc dwie kreski na teście ciążowym. Byłam pewna, że coś mi jest, że jestem chora. To było najgorszą opcją. Właściwie mogłam się domyślać, że jestem w ciąży. Brzuch trochę mi urósł, ale w sumie nie tyle co na przykład Isabel. Miałam wszystkiego dosyć. Pod wpływem impulsu chwyciłam kilka żyletek, które leżały na stoliku i przyłożyłam je sobie do żył.
- Lu? Co się dzieje? - usłyszałam zmartwiony głos brata.
- Odejdź! - krzyknęłam. - Daj mi święty spokój! - zrobiłam delikatną rysę na skórze i skrzywiłam się.
- Lu! - szarpał za klamkę, ale na szczęście zamknęłam drzwi. Mogę spokojnie umierać, pomyślałam. Obok poprzedniej rany zrobiłam kolejne cięcie. Tym razem krew poleciała o wiele szybciej i w większej ilości. Daniel rozmawiał z Isabel, opracowywali plan. Ale miałam to gdzieś, kolejne cięcie. A potem? Potem okropny huk. Mój brat wyważył drzwi. Isabel szybko wbiegła do mnie i wyrzuciła mi z ręki żyletki. Daniel podniósł mnie i zabrał do pokoju. Wszystko działo się tak szybko...  Biegali wokół mnie, opatrywali mi rany, a ja nic nawet nie mówiłam. Leżałam i patrzyłam w sufit.
- Co ci odwaliło?! - krzyknął Daniel. Powoli odwróciłam wzrok w jego stronę, potem spojrzałam na Is.
- Martwcie się o małą - powiedziałam. - Wasza córeczka jest najważniejsza, ja sobie poradzę.
- Popełniając samobójstwo?!
- Nie krzycz tak - powiedziałam spokojnie. - Is, powiedz mojemu bratu, żeby się uspokoił.
- Lu, dlaczego? - spytała.
- Chcesz wiedzieć dlaczego? - syknęłam i podniosłam się. Z kieszeni wyciągnęłam test ciążowy i rzuciłam go w jej kierunku. - Masz powód! - niepewnie spojrzała na Daniela, potem na test.
- To jeszcze nie jest koniec świata skarbie - powiedziała.
- Mam osiemnaście lat!
- Lu, czyje to dziecko? - spytał Daniel.
- Na pewno nie Neymara - rozpłakałam się.
- Wszystko będzie dobrze - Isabel przytuliła mnie mocno.
- Nie będzie dobrze. Nie stać mnie na wychowanie dziecka!
- Ale może ty i Marc stworzycie rodzinę...
- Muszę do niego iść - powiedziałam zdeterminowanym głosem.
- W takim stanie?! - spytał Daniel.
- Już mi lepiej - wytarłam łzę spływającą po poliku i ubrałam buty. Daniel chciał mnie powstrzymać, ale Isabel zatrzymała go. Po raz pierwszy od kilku miesięcy wyszłam na powietrze. No... Może nie tyle co na powietrze, co na jakiś dłuższy spacer niż tylko do sklepu. Dom Marca znajdował się kilka przecznic dalej niż mój dom. Po kilkunastu minutach byłam na miejscu. W głowie miałam tyle scenariuszy naszej rozmowy... Wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Usłyszałam czyjś śmiech i to na pewno nie był głos mężczyzny. Drzwi otworzyła mi jakaś kobieta. Wysoka brunetka z długimi włosami.
- Żadnych ofert nie chcemy - zaśmiała się.
- Ja do Marca - powiedziałam spokojnym głosem. Kobieta spojrzała na mnie dziwnie i zawołała piłkarza.
- Znamy się? - spytał zdziwiony.
- Nie, wcale Marc.
- Czekaj czekaj, kojarzę cię... Luisa! - pstryknął palcami. - Była Neymara.
- Była dzięki tobie - zmroziłam go wzrokiem.
- Słuchaj, to był jeden raz, w ogóle to nie powinno było się zdarzyć.
- Ale zdarzyło i przychodzę z pytaniem.
- Słucham - zaśmiał się. Jego spokój bardzo mnie zestresował. W gardle poczułam ogromną gulę. Nic nie mówiąc podałam mu test. Spojrzał zdziwiony na niego. Chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił. - Co to ma znaczyć? - wydukał. - Chcesz wyłudzić kasę?!
- Nie Marc - powiedziałam ze łzami w oczach. - Chcę tylko żebyś wiedział, że będziesz tatusiem.
- O nie nie nie... - pogroził mi palcem. - Nic z tego. Nie będę się bawił w ojca! - krzyknął.
- Marc, co to ma znaczyć? - spytała brunetka.
- Powiedz jej Marc, powiedz jak spieprzyłeś mój związek z Neymarem!
- To był tylko jeden raz... - złapał się za głowę.
- I wystarczył... - powiedziałam cicho. Brunetka podeszła do Hiszpana i uderzyła go w twarz.
- Monica! - krzyknął za nią, ale ona nawet się nie odwróciła. - Co narobiłaś?! W ogóle po co tu przyszłaś?
- Marc, nie denerwuj się. Teraz to ja spieprzyłam ci część życia - powiedziałam spokojnie i dotknęłam jego gorący od uderzenia policzek. - Mam nadzieję, że będziesz choć odrobinę cierpiał tak jak ja - odeszłam. Tak po prostu. Nie prosząc go o pieniądze czy o bycie ojcem.
- Co chcesz zrobić z dzieckiem? - spytał.
- Urodzić. I wychować, a przynajmniej starać się.
- Luisa, ja nie chcę... Ja nie jestem gotowy na to, przykro mi...
- Mi też Marc, mi też... - łza popłynęła mi po policzku, ale wzięłam się w garść. Nie mogłam przecież pokazywać mu swojej słabości. Rozryczałam się dopiero, gdy z horyzontu zniknął mi dom Hiszpana. Kierunek mojego dalszego spaceru był oczywisty. Park niedaleko mojego domu to idealne miejsce na płacz. Usiadłam na naszej ławce, to znaczy na mojej i Neymara. Tyle razy tu przychodziliśmy, a teraz? Teraz tego nie ma. Łzy płynęły potwornym, nieprzerwanym strumieniem po polikach. Zaczęłam szukać chusteczek w torebce, ale nie znalazłam ich. Nagle przed twarzą zobaczyłam jedną paczkę. Wzięłam kilka i dopiero po chwili poczułam zapach. Ten zapach. Tylko jedna osoba używała takich chusteczek. Wstałam niepewnie i podniosłam wzrok.
- Zmieniłaś się - przede mną stał Neymar. We własnej osobie. Spojrzał na mój brzuch i otworzył szeroko oczy. - O... To tatuś pewnie jest zadowolony.
- Nie bądź większym skur... - nie potrafiłam. Tak bardzo chciałam coś złego o nim powiedzieć, ale nie potrafiłam. - Dziecko nie będzie miało tatusia.
- Przepraszam. Serio... - widziałam w jego oczach tęsknotę i ból.
- Miałeś prawo - westchnęłam. - Marc nie chce go, będę musiała sama je wychowywać.
- Kiedy się dowiedziałaś?
- O ciąży? Dzisiaj - zaśmiałam się ponuro. - Ale już dawno to podejrzewałam.
- Który miesiąc?
- Z tego wszystkiego wynika, że ósmy...
- Nie widać - zaśmiał się ponuro.
- Może i lepiej - matko, jak ja go kochałam... - Jak Davi? - spytałam powstrzymując łzy.
- Tęskni... Jak ja - dopowiedział cicho, a ja poczułam ogromny ból. Świat zawirował, a ja upadłam. Prawie. Refleks Neymara był przydatny. - Co się dzieje? - spytał zestresowany.
- Chyba nie chcę wiedzieć... - powiedziałam cicho, a potem krzyknęłam. Neymar bez wahania zaniósł mnie do samochodu. Kierunek był oczywisty - szpital. Zapewne Brazylijczyk złamał większość zasad i nawet spowodowałby wypadek, gdyby nie refleks kierowcy drugiego auta. - Zwolnij - powiedziałam cicho.
- Nie ma mowy - powiedział zdeterminowany. Właściwie w głębi duszy dziękowałam mu, że jechał szybko. Po chwili byliśmy pod szpitalem. Szybko zabrał mnie na ręce i wbiegł do szpitala. - Lekarza! - krzyknął. Załoga szpitala zabrała mnie od Neymara, który próbował dostać się do mnie.
- Coś pani dolega?
- Chyba pan widzi, że boli mnie jak cholera! - syknęłam. - Jestem w ciąży!
- Który miesiąc?
- Chyba ósmy... - mina lekarza była dziwna, ale tylko tyle pamiętam, bo lekarka dała mi dużą ilość środków bólowych. - Czy on może jechać ze mną? - spytałam pół przytomna.
- Kim jest? - spytał lekarz.
- Jestem jej... - Neymar szybko przybiegł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. - Jestem jej narzeczonym.




































W końcu napisałam przedostatni rozdział :) Mam nadzieję, że się podobał :D
Jeśli czytacie, to skomentujcie :)

12 komentarzy:

  1. O Boże jakie zajebiste, jak zawsze oczywiście <33 . Bardzo ekscytujący rozdział. Życzę wany i no cóż.. czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega rozdział *_* Szkoda że przedostatni :(

    OdpowiedzUsuń
  3. swietny rozdzial, Mac jaki cham :/
    czy to oznaczan, ze Luisa i Ney będą razem?
    mam nadzieje :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Marc -,-
    Neymar *.*
    Rozdział jak każdy świetny <3
    Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko jakie zajebiste. Nie panuje nad sobą, to takie smaczne , takie cudowne. Idealnie nieidealne wiesz w jakim sensie :D to boskie...<3 Czekam na nexta ale wiem że przy okazji też do końca tego bloga. A tak go pokochałam :****
    Myślałam że Neymar.. że tu się zle stanie.. ja rycze :( Przez ciebie kochana :/ Nie mam siły uwielbiam cie cholera jasna i cale to co robisz ! ;( Czekam na nexta Bajo...

    OdpowiedzUsuń
  6. wiedziałam, że Bartra w tym blogu to dupek. NO WIEDZIAŁAM!
    Ney taki omonomonom :(((
    przedostatni *ryczy*

    OdpowiedzUsuń
  7. Podoba mi się! Jest mega!*o*
    Szkoda,że przedostatni, ale cóż.;C ( Smuteg)
    Kocham!<33
    / Omg

    OdpowiedzUsuń
  8. ja czytam twojego bloga!
    mam nadzieje ze jednak sie pogodza
    ps. zapraszam na swojego bloga o neymarze ,dopiero sie rozkręcam

    http://neymaropowiadanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak zawsze świetne! Pisz dalej i nie przestawaj!
    Marc zachował się jak dupek ale mam nadzieję, że odkręcisz to jakoś jeszcze!
    *ryczę* przedostatni
    przywiązałam się do tego bloga i nie wyobrażam sobie bez niego życia! Mam nadzieję, że wymyślisz nową historię i będziemy mogli ja przeczytać!

    P.S Sorry, że nie komentowałam wcześniej ale czytałam na komórce i nie mogłam tam komentować ;oo :(
    Do następnego! ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Jprdl.... Ósmy miesiąc, a ona dopiero się dowiedziała?....

    OdpowiedzUsuń