Neymar ubrał się i pojechał na trening. Siedziałam na kanapie zmęczona i taka pusta. Tak, jakby ktoś zabrał cząstkę mnie. W sumie Ney zrobił to. Nie byłam już dziewicą. Dziwnie czułam się w swojej nowej wersji, ale zaczęłam się przyzwyczajać. Wzięłam szybki prysznic, który zmył ze mnie nocną atmosferę i poranne stresy. Wyszłam spod prysznica zawinięta w ręcznik. Usłyszałam pukanie do drzwi. Niepewnie podeszłam i je otworzyłam. Stał w nich Bartra. Szybko je zamknęłam, ale on dalej pukał. Z wściekłym spojrzeniem wpuściłam go do domu.
- Czego chcesz? - spytałam.
- Pogadać - odparł smutno.
- Nie mamy o czym Marc.
- Ohoho, właśnie mamy.
- Daj mi chwilę - westchnęłam i poszłam ubrać się. Założyłam spodnie dresowe i jakąś koszulkę, którą zostawiłam u Neymara, gdy nocowałam z Davim. Wzięłam głęboki oddech i zeszłam do salonu. Marc siedział rozwalony na kanapie. - Mógłbyś się nie zachowywać jakbyś był w oborze? - skarciłam go. Szybko usiadł do pionu. - Napijesz się czegoś?
- Może wody - uśmiechnął się do mnie. Przewróciłam oczami i poszłam po napój.
- Trzymaj - podałam mu szklankę. - Więc czego chcesz?
- Nie możesz być z Neymarem.
- Właśnie, że mogę... A co więcej Marc, ja z nim jestem!
- Zostawi cię, czy ty tego nie rozumiesz?! - wstał szybko.
- Siadaj, albo zaraz stąd wyjdziesz - zmroziłam go wzrokiem. Szybko posłuchał mojego polecenia. Usiadł koło mnie i chwycił mnie za ręce. Próbowałam mu się wyrwać, ale był silniejszy. - Puszczaj - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Spojrzał mi w oczy, głęboko.
- Ja nigdy nie zrobię ci krzywdy - po tych słowach trochę się rozluźniłam. Nie wiem dlaczego, ale nie czułam się przy Marcu przestraszona czy zdenerwowana. Byłam przy nim bezpieczna. - Obiecuję ci to - zbliżył swoją twarz do mojej.
- Wierzę ci Marc, ale ja kocham Neymara... - wyszeptałam. - Nie możemy być razem - dotknął delikatnie swoimi ustami moich warg. Nie był to jeszcze pocałunek, raczej sprawdzian. Sprawdzał, na ile mu pozwole i nie zdziwił się, gdy w ogóle nie zaprzeczyłam. Objął swoimi ustami moje. Tak, teraz to jest pocałunek, pomyślałam. Przymknęłam oczy i oddałam całą siebie dla Marca. W tym pocałunku pokazał swoje wszelkie uczucia: smutek, radość, miłość, nadzieję, ból... Zszedł z pocałunkami na szyję. Jęknęłam cicho zakrywając usta.
- Neymar nie traktuje cię jak kobietę - wyszeptał do mnie. - Dla niego jesteś dalej dzieckiem siedemnastoletnim.
- Nieprawda... - otworzyłam niepewnie oczy. - Nie jestem już dzieckiem.
- Jesteś już kobietą - uśmiechnął się.
- W stu procentach - spojrzałam mu prosto w oczy.
- A... - zaniemówił. - Dla mnie zawsze nią byłaś i będziesz.
- Marc... - pocałował mnie bardziej nachalnie i położył swoje ręce na mojej talii. Ułożył mnie na kanapie i zaczął zdejmować bluzkę. Przejechałam palcami po jego nagiej klatce piersiowej i westchnęłam głośno. Zaśmiał się i znowu pocałował. Miałam sięgnąć do jego rozporka, gdy usłyszałam odgłos silnika samochodu Neya. Szybko zrzuciłam z siebie zdziwionego Marca i rzuciłam mu koszulkę. Ubrał ją dokładnie w momencie, gdy do domu wszedł Neymar. Spojrzałam speszona na Bartrę, ale on był nadzwyczaj spokojny. Do salony wszedł mój chłopak. Uśmiechnął lekko na mój widok, ale mina mu zrzedła, gdy zobaczył siedzącego obok mnie przyjaciela.
- Hej skarbie - powiedział.
- Cześć - uśmiechnęłam się.
- Hej kotku - rzucił mu Bartra i podszedł przywitać się z Neyem. Szybko wstałam z kanapy i przytuliłam się do Brazylijczyka. Zapach jego perfum i mieszanki czegoś, co było tylko jego zawrócił mi w głowie.
- Co tu robisz Marc? - spytał zdziwiony.
- Siedzę, a właściwie stoję.
- Luis szukał cię cały czas.
- Nie chciało mi się iść dzisiaj, wolałem pogadać z Luisą - uśmiechnął się do mnie.
- O czym tak długo gadaliście?
- O... - zaczął Marc, ale szybko mu przerwałam.
-... O miłości - zaśmiałam się. - Marc zakochał się w jakiejś Hiszpance i nie wie co robić.
- Tak... Chyba już pójdę - powiedział Bartra. Przybił z przyjacielem piętkę, a mnie pocałował delikatnie i powoli w policzek. Puścił mi oczko i wyszedł. Ney od razu podszedł do mnie i chwycił w talii.
- Jak się czuje moja księżniczka - pocałował mnie w policzek.
- Obolała - zaśmiałam się.
- Przepraszam - szepnął mi do ucha.
- Nic się nie stało - pocałowałam go delikatnie stając na palcach. - Było nieziemsko.
- Cieszę się - podniósł mnie i teraz byliśmy na równi. Zadzwonił mój telefon. Neymar odstawił mnie, a ja pobiegłam do kuchni i odebrałam. "Yhyym", powtórzyłam kilka razy i poszłam się ubrać.
- Muszę lecieć do domu - westchnęłam cicho.
- Będę tęsknił - powiedział cicho udając, że płacze. Podeszłam do niego i namiętnie pocałowałam. Nasze języki stanowiły teraz jedność. Potrafiły szybko się odnaleźć i dać jak najwięcej rozkoszy za każdym razem. Wybiegłam z domu chłopaka i szybkim krokiem przeszłam ulicami Barcelony do domu brata. Świeże katalońskie powietrze pozwalało idealnie oczyścić umysł. Otworzyłam drzwi i weszłam do salonu.
- Co się stało tak ważnego, że nie mogło zaczekać? - spytałam. Zza rogu wychyliła się Isabel. Płakała. Potem do pokoju wszedł Daniel, również zapłakany. Ale to nie były łzy smutku, a szczęścia. Is podeszła do mnie i mocno przytuliła, a potem wyciągnęła w moją stronę jakiś mały przedmiot. Test ciążowy z wynikiem pozytywnym. Uśmiechnęłam się szeroko i ze łzami w oczach podeszłam do Daniela.
- Nareszcie - powiedział cicho. - Cztery lata starań - kolejna łza poleciała mu po policzku. Przytuliłam go mocno.
- To nie wszystko - powiedziała Isabel, która dołączyła do rodzinnego przytulasa. - Daniel...
- Pobieramy się - wyszczerzył się do mnie.
- Jejku... - z wrażenia musiałam usiąść. - Kiedy?
- Jak najszybciej. To znaczy... Jak będzie kasa - trochę posmutniał.
- Mogę wam pomóc finansowo - uśmiechnęłam się szeroko.
- Niby jak?
- Mam bogatego chłopaka - zaśmiałam się i poszłam do swojego pokoju. Gdy zniknęłam za rogiem pomachałam do Isabel, żeby do mnie przyszła. Usiadłam na łóżka i wzięłam kilka głębokich oddechów. Przyjaciółka weszła za mną do pokoju i zamknęła drzwi.
- Co jest mała? - spytała wyraźnie przestraszona moim zachowaniem.
- Mam kłopot...
- Jesteś w ciąży?!
- No coś ty.
- To nie rozumiem... - powiedziała wyraźnie zmieszana.
- Kocham Neymara...
- To chyba dobrze - puściła mi oczko.
- Jest moim pierwszym - chrząknęłam i zaczęłam drapać skórki przy paznokciach.
- Gratuluję skarbie - przytuliła mnie mocno. - Jejku, moja mała Lu jest kobietą - szepnęła, a właściwie zaszlochała. - Ale gdzie problem?
- Problemem jest jego przyjaciel...
- Piłkarz?
- Tak... Do tego cholernie przystojny...
- Ale co ci zrobił?
- Zakochał się we mnie... Nic takiego... - spojrzała na mnie zdziwiona.
- Szybko wyrwałaś dwóch piłkarzy - zaśmiała się.
- To nie jest śmieszne Is... Obaj mi się podobają, a dzisiaj prawie zdradziłam Neymara - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Ej, nie gadaj...
- I nie wiem co robić!
- Kogo kochasz?
- Neymara... - powiedziałam cicho.
- A ten drugi?
- Marc? Jest dla mnie taki kochany...
- Kochasz go?
- Chyba nie...
- To masz rozwiązanie - pocałowała mnie w czoło. - Szybko zakończ znajomość z tym Marciem, bo masz dwóch, a zaraz nie będziesz miała ani jednego - pogroziła mi palcem i mocno uściskała.
- Dziękuję... I gratuluję - pocałowałam ją w policzek.
- Nareszcie się udało.
- Zawsze w was wierzyłam - puściłam jej oczko. - Który miesiąc?
- Drugi - odparła dumnie.
- Wiesz, że jesteś dla mnie jak siostra i matka?
- Teraz tak Lu i bardzo się z tego powodu cieszę - siedziałyśmy chwilę w żelaznym uścisku. Is wstała i podeszła do drzwi. - Posłuchaj serca kochanie - posłała mi buziaka i wyszła. Położyłam się na łóżku i przykryłam po czubek głowy kocem. Była południe, ale byłam zmęczona jak cholera. Zanim zasnęłam dokonałam ważnego wyboru w sprawie chłopaków.

Sorki że tak długo czekaliście, ale mam dużo nauki xD Mam nadzieję, ze rozdział się podobał i z chęcią go skomentujecie :) Mam nadzieję, ze uda mi się 7 napisać na weekend :)