- Podjęłaś decyzję? - spytała.
- Zostawię wszystko w rękach Boga - uśmiechnęłam się blado.
- Zobacz jak się dzisiaj będzie zachowywał. Może o wszystkim zapomniał - poklepała mnie po ramieniu.
- Dzisiaj nocuję u niego - spojrzała na mnie zdziwiona. - Pilnuję Daviego, Neymar do Berlina leci.
- No chyba, że tak - uśmiechnęła się od razu.
- Będę szła. Ucałuj ode mnie Daniela.
- To mogę ci obiecać - zaśmiała się. Założyłam trampki i wyszłam z domu. 6 czerwca... Gorąco jak w piekle. Starałam się jak najszybciej dojść do willi Neymara. Pobiłam swój rekord. Po 15 minutach byłam na miejscu. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi. Odczekałam trochę, po chwili zobaczyłam Neymara. Znowu zaparło mi dech w piersiach... On był piękny. Ten jego uśmiech... Zaprosił mnie do środka.
- Neymar... - zaczęłam gdy zajęłam miejsce na kanapie.
- To było cudowne - usiadł koło mnie i złapał mnie za rękę.
- Owszem, ale to się nie powinno wydarzyć.
- Dlaczego?! - spytał.
- Masz Brunę, synka, poza tym jestem dla ciebie za młoda.
- Nie mam już Bruny - odparł smutno. Puścił moją rękę i stanął koło ściany tyłem do mnie.
- Dlaczego?
- Rzuciła mnie. Tak po prostu. Wczoraj jak wybiegłaś... Przyszła i powiedziała, że to koniec. Okazało się, że ma innego - nie wiem dlaczego, ale poczułam ogromną potrzebę, by pomóc mu. Wstałam z kanapy i podeszłam do niego. Niepewnie przytuliłam się do jego pleców. Pod wpływem mojego dotyku trochę się rozluźnił. Przymknęłam oczy i staliśmy tak przez kilka chwil. Nawet nie pamiętam jak Neymar odwrócił się i przytulałam się do jego klatki piersiowej. Znaliśmy się kilka dni, ale ja czułam, że on wie o mnie wszystko. Tak jakbyśmy byli przyjaciółmi od urodzenia. Tamtą dość intymną scenę przerwał Davi. Ukucnęłam do niego i pocałowałam w policzek. Mały pisnął i uciekł do ogródka. Wstałam i spojrzałam Neyowi prosto w oczy.
- Bardzo mi przykro - powiedziałam.
- Takie życie - westchnął. - Dziękuję.
- Taka moja praca - zaśmiałam się. Wyciągnął do mnie ręce. Niepewnie podeszłam do niego i przytuliłam. Oparł brodę na mojej głowie. - Spakowany?
- Tak mamo - zaśmiał się.
- Kiedy wracacie?
- Dzisiaj gramy, myślę, że jutro będę znowu w Barcelonie. I połóż Davida o 19 spać.
- Zwariowałeś? - odskoczyłam od niego. Patrzył na mnie zdziwiony. - Grasz finał i mały ma tego nie zobaczyć? Nigdy.
- Dobra, ale będziesz musiała sobie radzić z nim w nocy. A to bardzo ciężkie.
- Potrzebna do tego kobieca ręka - zaśmiałam się. - Przepraszam za wczoraj.
- Za co dokładnie? - usiedliśmy na kanapie.
- Uciekłam od ciebie...
- Domyślam się, że pierwszy raz nie?
- Tak - zaczerwieniłam się.
- Ale przyznam, że całujesz świetnie - puścił mi oczko. - Buraczek - zaśmiał się. Ukryłam twarz w rękach. Podpełzł do mnie i odciągnął je. Patrzył mi prosto w oczy. Przybliżał swoją twarz do mojej cały czas oglądając moje reakcje. Serce waliło mi jak oszalałe. Nie wytrzymałam. Chwyciłam go za kark i przyciągnęłam do siebie. Nasze usta dopasowały się idealnie, oddechy zgrały się i nie musieliśmy co chwilę przerywać dla zaczerpnięcia tchu. Rękoma błądził po moim ciele. Delikatnie musnął moją pierś. Jęknęłam mu prosto w usta. Uśmiechnął się do mnie łobuzersko. Zszedł z pocałunkami na szyję. I nagle... Ktoś wszedł do domu. Neymar tego nie usłyszał, ale ja nagle zesztywniałam. Przestraszona wpatrywałam się w przejście. Ulżyło mi gdy zobaczyłam anioła. Zaraz... Anioła?! Przecież to niemożliwe... A jednak. Przed nami stał wysoki brunet, o pięknych oczach, idealnej twarzy... Wybuchł śmiechem widząc moją konsternację. Neymar odwrócił się spięty, ale szybko rozluźnił się.
- No no no... Kogo ja tu widzę - zaśmiał się brunet.
- Marc kurde... Ile razy mam ci mówić, że masz pukać?!
- Dobra dobra. Przedstaw mi swoją nową koleżankę - puścił do mnie oczko. Zaczerwieniłam się.
- Luisa, to jest Marca Bartra. Kretynie, to jest Luisa.
- Miło mi poznać - powiedział szarmancko i pocałował mnie w rękę.
- Mi również - powiedziałam drżącym głosem.
- Gotowy? - spytał Neymar.
- A ty?
- Jak zawsze.
- To możemy iść na lotnisko.
- Dobra, czekaj w samochodzie - Marc pomachał mi i wyszedł z domu. - Przepraszam za niego. Ciągle muszę go uczyć manier - zaśmiał się. Podszedł do mnie i spokojnie zakończył nasz pocałunek. Odsunął się, a ja dalej miałam zamknięte oczy i cieszyłam się jak głupia. Neymar poszedł pożegnać się z Davidem i jeszcze raz pocałował mnie.
- Spróbuj przegrać - pogroziłam mu palcem.
- Dla ciebie strzelę bramkę Bayernowi.
- I tego się trzymaj - wybiegł z domu. A ja zostałam sama z małym. Zrobiłam nam obiad i zaczęłam chodzić po domu Neya.
Doczekaliście się Marca Bartry w tym opowiadaniu! Rozdział napisany w rekordowym tempie, tylko w 2 godziny :D CUD! Zapraszam do komentowania :)
Marc, niekulturalna bestio :p
OdpowiedzUsuńNawet nie mieszaj!! Bo pożałujesz :p
Czekam na nowy ;)
/Dominika Badstuber
Ciągle muszę go uczyć manier - to mnie rozwaliło!xD Śmiechłam!;D
OdpowiedzUsuńFajny, fajny.:D Pisz dalej!<3
Super blog *.*
OdpowiedzUsuń- Luisa, to jest Marca Bartra. Kretynie, to jest Luisa.
OdpowiedzUsuńhahhaha Marc *.*
Świetny rozdział <3
Czekam
Szybko pisz następny <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam ♥
Ach ten Marc, wiedział kiedy miał przyjść hehe :)
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, ze tak często dodajesz rozdziały :D
Hm... rozdział boski*.*.*.*.*
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga i wykrzyczę to światu jak będzie trzeba.
Coś mi się zdaje że Marc tu nie będzie aniołem a raczej diabłem.
Chyba że zjebie coś Ney ! Ale nie wydaje mi się taki opiekuńczy, więc może ona coś zrobi ?! Sama nw, czekam na nn :**
Życzę weny :**
Boskie *-*
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ♥
Haha, Marc przyszedł w odpowiednim momencie xD
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)